Zaczęło się dawno temu, a pisząc “dawno” dokładnie to mam na myśli – to było w pierwszych latach obecnego stulecia. Wówczas z wypiekami na twarzy czytałam w tygodniku “Wprost” rubrykę “Bikont do Makłowicza. Makłowicz do Bikonta”, w której dwaj znani publicyści wzięli się za trudne zadanie uświadamiania Polaków w zakresie różnorodności jedzenia.
Naprawdę z wypiekami czytałam, chłonęłam dziwne nazwy. Suszone pomidory, sól himalajska, oliwa truflowa.. Teraz powszechne składniki, do kupienia w każdym markecie, i to w całkiem zwyczajnych cenach, a wówczas nieosiągalne! W delikatesach można było dostać, ale jak tu uzasadnić taki zakup, gdy ma się dwadzieścia lat i pusty portfel?
Od czasu do czasu – a była to era studenckiego życia – zamiast na wieczorny alkohol przeznaczaliśmy więc środki finansowe na jakiś nieznany przysmak. My. Ja i mój ówczesny chłopak, a obecny mąż. Oboje polubiliśmy kuchenne eksperymenty i gdy tylko wyprowadziliśmy się z akademików, w których do wspólnej kuchni się chodziło z patelnią, zaczęliśmy konkretniej gotować. Ale muszę się przyznać, że nie wszystkie próby kończyły się sukcesem. Pierwsze kęsy smażonej potrawki z awokado zraziły mnie do tego owocu na długie lata. Pewnie był przejrzały, bo całość smakowała jak.. klej biurowy. Klej biurowy z oliwą i świeżo zmielonym pieprzem.
Pierwsze podejścia do szparagów, jakieś kilkanaście lat temu to było wielkie fiasko. Zapiekane w szynce białe szparagi, dość dojrzałe i baaardzo włókniste. Zamiast cieniutkiej szynki serrano lub szwarcwaldzkiej owinęliśmy je w tak grube plastry szynki gotowanej, że wykałaczką trzeba było przytrzymać. Albo karczochy nadziewane mięsem mielonym. Ileż my się namęczyliśmy, by je przygotować, a potem okazało się, że do jedzenia w tym karczochu zaledwie kilka płatków, a reszta do wyrzucenia! Prawdziwą klęską była zupa dyniowa z serem, którą zapiekałam w dużej dyni. Ta dynia miała być jednocześnie wazą, w której zupa wjeżdżała na stół. Wszystko wyglądało pięknie, rodzinę usadowiłam do stołu.. i co z tego, skoro zupę trzeba było w końcu przelać do gara i ugotować w tradycyjny sposób, bo się w tym piekarniku wcale nie chciała zrobić. Wiele było takich prób, całkiem sporo dotkliwych porażek i małych zniechęceń, ale także olśnień, że jak my mogliśmy żyć bez niektórych warzyw, owoców, jak nudne kulinarnie było nasze życie przed kukurydzianą zupą i musaką z bakłażana!
Zupełnie przy okazji gotowania zaczęłam pasjonować się.. zdjęciami jedzenia. W tej dziedzinie sporo zawdzięczam “Wysokim Obcasom”, w których fotografię kulinarną podniesiono do rangi sztuki. Oglądałam te obrazy, zachwycałam się jak niesamowicie można uchwycić ser z pleśnią, jak kropla oliwy na sałatce, jak wilgotna powierzchnia mozarelli lub kilka kropek zmielonego pieprzu na pomidorze.. jak to wszystko może niesamowicie, apetycznie i realnie wyglądać! Próbowałam, kombinowałam z różnymi rodzajami światła, z ujęciami z bliskiej odległości. Fotografowałam zioła, łodygi pomidorów, nasze obiady. Wiele lat, nie wiedzieć po co, bo przecież wtedy nie było social mediów, nikt się nie chwalił sałatką, a zdjęcia trafiały do komputerowej “szuflady”..
Nasza edukacja kulinarna wzbogaciła się niesamowicie w czasie emigracji. Wreszcie mieliśmy pieniądze na dobre jedzenie. Na różnorodne sery, panna cotty, baklavę, hummus. W orientalnych sklepach kupowaliśmy chleby naan, na libańskich straganach najlepszy falafel, tabbouleh i bakłażanowy baba ghanoush. W azjatyckich marketach składniki do sushi.. Tam naprawdę dużo zaobserwowaliśmy i dużo się nauczyliśmy. Po powrocie było nam kulinarnie ciężko, bo musiało minąć kilka lat, by asortyment w sklepach się poszerzył, by pewne ulubione produkty można było dostać w naszych marketach (tak, wieem, problemy pierwszego świata.. no ale tak było!).
Na przykład taka papaja. Piszę to z perspektywy prowincji – u nas jest dalej rzadko spotykana. Przepisy na nią też nie są specjalnie popularne w polskim internecie. A szkoda. Posłuchajcie o papai.
Papaja to owoc o pięknym kolorze. W sklepach spotkacie ją (jeśli będziecie mieć szczęście) opisaną jako “dojrzałą” lub “niedojrzałą”. Ten opis jest konieczny, bo każda z opcji ma swoje idealne zastosowania. Dojrzała papaja nadaje się do konsumpcji na surowo, jako dodatek do posiłków. Można ją podawać podobnie jak melona, w plastrach. Bardzo dobrze smakuje jako element deserów i owocowych sałatek.
O, popatrzcie. Pewnego pięknego dnia posłużyła nam za idealny dodatek – i to nie tylko kolorystyczny – do pysznego śniadania. Posłużyła też do obiadu i deseru. Pomyślcie tylko – jedna niepozorna papaja!
Z papai możemy zrobić smaczny obiad. Niedojrzałą można smażyć lub zapiekać, zetrzeć na tarce, przerobić na mielone.. Zasadniczo można z nią zrobić wszystko to, co robimy na przykład z dynią. Świetnie komponuje się z daniami mięsnymi. Na przykład z eleganckim gulaszem.
Gulasz wołowy z papają
Składniki:
250 g wołowiny pokrojonej na cienkie paski, mała papaja niedojrzała (z dojrzałą też wyjdzie, tyle że dodajemy ją, gdy mięso jest prawie gotowe), 4 cebule dymki, łyżka oliwy.
Marynata:
5 łyżek sosu sojowego jasnego, 2 łyżki oliwy, 2 ząbki czosnku, 1 łyżeczka mielonej kolendry, 2 łyżeczki cukru trzcinowego, pieprz cayenne, 3 łyżki soku z cytryny lub limonki, odrobina octu balsamicznego, miód.
Wykonanie:
Mieszamy składniki marynaty w sporej misce.
Papaję kroimy na pół, usuwamy nasiona i kroimy w kostkę. Pokrojone mięso i papaję wkładamy do marynaty na przynajmniej 30 minut.
Zamarynowane mięso smażymy na patelni aż ładnie zbrązowieje i delikatnie się przyrumieni. Następnie dodajemy papaję wraz z marynatą i dusimy razem przez jakieś 20 minut, aż mięso będzie miękkie.
Jeśli sos zredukuje się za bardzo dodajemy więcej miodu, sosu sojowego i soku z limonki. Jeśli jest zbyt intensywny w smaku możemy dolać trochę przegotowanej wody i poczekać aż się ponownie zagotuje. Sos doprawiamy wedle własnego uznania, najlepiej smakuje słodko – kwaśno – ostry.
Sprawdzamy, czy wołownina jest już miękka, następnie dorzucamy zielone łodyżki dymki pokrojone wzdłuż i mieszamy nasz gulasz. Danie podajemy z ryżem.
Słodka papaja na deser
Składniki:
1 dojrzała papaja, 1 łyżka masła, 1 łyżka soku z cytryny, 1/2 łyżeczki cynamonu, cukier z prawdziwą wanilią, opcjonalnie: kieliszek rumu lub brandy.
Wykonanie:
Papaję kroimy na pół, usuwamy nasiona, kroimy na kawałki. Rozgrzewamy masło na patelni, smażymy papaję na małym ogniu. Dodajemy cynamon, sok z cytryny, cukier z wanilią. Jeśli używamy rumu, to dodajemy go teraz i czekamy aż odparuje.
Podajemy w towarzystwie lodów, smaczne również jako dodatek do gorących tostów.
Więcej smakowitych przepisów znajdziecie w zakładce kulinarnej w górnym menu.
Od czasów Sewilli (ależ się sentymentalnie zrobiło dzięki Twojemu wpisowi!) uwielbiam papaję, a jeszcze bardziej owoc zwany chirimoya tudzież z angielska custard apple – ten niestety nie do dostania w polskich marketach, nawet w Piotrze i Pawle nie widziałam. Ale polecam wszystkim urlopującym na południu Hiszpanii, bardzo bardzo warto! Papaję znałam tylko słodką (mimo tego że również namiętnie czytywałam kulinarne felietony Makłowicza i Bikonta), więc dzięki za informację o tej na słono – gulasz brzmi pysznie, pewnie się skuszę, zwłaszcza że mam wielki powrót kulinarnej weny, a to u mnie niestety rzadkość. Buziak!
Buziak zwrotny! Idzie jesień, a to u mnie czas kulinarnej weny :)
Gulaszu z papają jeszcze nie próbowałam,ani z żadnymi innymi owocami. Za to uwielbiam zajadać się dojrzałą, samodzielnie lub w towarzystwie innych owoców.
Tak, fajna jest z innymi owocami, ale w gulaszach też się świetnie sprawdza. Mięsko z owocami w ogóle fajnie się komponuje. Gdzieś w starych wpisach było z gruszką pieczone, ze śliwkami świeżymi.. No mniam :)
Mniam, mniam i znowu jesc mi sie zachcialo po Twoim wpisie. A wiesz, ze nigdy swiadomie nie jadlam papayi? Swiadomie tzn. wiedzac, ze jest w potrawie, bo tak, to nie recze. To przez moja wewnetrzna “prowincjuszke” “A z czym, a jak to sie w ogole je”? Dzieki, moze sie odwaze. Zdjecia super, widze, widze ta lodyzke z pomidorami. Podsumowujac – wyprzedzilas trend. :)
Tak, ileż to ja się tych łodyżek nafotografowałam moim starym idiotoodpornym aparacikiem :):)
Mieszkam wlasnie w Hiszpanii i bardzo sie zachwycam jedzeniem i dalej nie moge sie nadziwic ile mozna mowic o jedzeniu. Mam tesciowa i meza co wdpaniale gotuja i ciagle eksperymentuja. Swiat kuchni jest nieskonczony. Papaje moze ze dwa razy jadlam. Musze jeszcze raz sprobowac.
Bo jedzenie może być naprawdę ciekawe i ekscytujące! Wprawdzie uwielbiam wszelkie polskie klasyki. Obiad w stylu ziemniak + kotlet + surówka ma stałe miejsce w moim sercu, ale poznawać nowości bardzo lubię.
Cześć. Ja trochę z innej beczki. Możesz mi powiedzieć jak to wygląda z dietą matki karmiącej. Są podobno 2 szkoły. Jedna mówi w skrócie nie jedz tego co mogłoby zaszkodzić dziecku, a druga jedz wszystko i obserwuj. Mój synek ma 3 tygodnie i ma kolki a stosuję tą pierwszą Metodę
Cześć! Ja stosuję drugą metodę, ale ciężko mi się wypowiadać, bo dużo zależy od dziecka. Żadne z moich póki co nie miało kolek, alergii, jakichkolwiek nietolerancji pokarmowych. Dzień po urodzeniu pierwszego synka na porodówce podali na obiad rybę smażoną w panierce. Nie znałam się wtedy na karmieniu, nie czytałam poradników. etc. więc.. nie zastanawiając się zjadłam ten obiad. Dziecku nic nie było. Zapytałam potem mojej położnej środowiskowej jak to jest z tym jedzeniem, powiedziała, że skoro dziecko ogarnęło smażoną rybę, to raczej moge jeść wszystko, i oczywiście obserwować reakcje malucha.
Ja myślę, że to tak jak z dorosłymi, są różni, jedni z wrażliwymi żołądkami, inni byle co zjedzą i ich nie ruszy.. raczej nie da się stosować jednej miary do wszystkich. Pozdrawiam!
Gulasz z papają. Ach. I Och.
A piszę to znad przaśnego biwakowego makaronu;)
Właśnie zrobiłam gulasz wołowy z papają. Pycha! Mój Francuz nawet nie narzekał, że mu owoce do mięsa dodałam :) świetny przepis. Polecam
:)