Nazbierało mi się tych słodkich przepisów. Kawał jesieni piekłam i rozkoszowałam się zapachami rozchodzącymi się po domu, co chyba w pieczeniu lubię najbardziej. Niezmiennie szukając prostych, pysznych i szybkich deserów, bo tylko takie mają szansę wejść do kanonu i trafić na zaszczytne miejsce – zostać powieszone na lodówce, by ich przygotowywanie było jeszcze bardziej ekspresowe.
Jak możecie się domyślić batoniki muesli trafiły do lodówkowej galerii. Nie mogło być inaczej. Łatwe w produkcji, jeszcze łatwiejsze w jedzeniu. Idealne na przekąskę poza domem, fajnie się przechowują, zawsze mam plan, że schowam zapas do blaszanej puszki, by mieć na czarną godzinę.. ale jakoś nie wychodzi, za szybko znikają.
A poza tym.. są prawie zupełnie zdrowe. Powinnam tu dorzucić emotikonkę z przymrużonym okiem, bo wiadomo, puszka skondensowanego mleka słodzonego to nie jest dokładnie to, co dietetycy uznają za pełnowartościowy, zbilansowany posiłek, ale.. poza tym jednym malutkim szczególikiem te batony naprawdę mają dobry skład.
„Mocny skład”, jak to śpiewają moje Stwory przy akompaniamencie jednej z ulubionych bajek. Tak – te batony mają mocny skład. Dużo płatków owsianych, dużo rodzynek, orzechów. Można dodać różne muesli, owoce kandyzowane, ale osobiście uważam, że puszka mleka skondensowanego to wystarczająca ilość słodyczy – dlatego też zawsze ładuję do nich ekstra porcję płatków owsianych. I sobie wmawiam, że to taka jakby poranna owsianka, tylko na mleku nieco słodszym.. ;)
Batoniki muesli „Mocny skład”
Składniki:
1 puszka mleka skondensowanego słodzonego (530 g), 250g płatków owsianych, 100g rodzynek, 100g wiórków kokosowych, 250g dowolnej mieszanki bakalii (orzechy, migdały, słonecznik, pestki dyni lub np. więcej płatków owsianych).
Wykonanie:
Piekarnik nastawiamy na 130 stopni. Odmierzamy wszystkie suche składniki i mieszamy ze sobą. Następnie wlewamy mleko skondensowane do średniego garnka i podgrzewamy ostrożnie (łatwo się przypala). Nie czekamy aż się zagotuje, tylko zdejmujemy z ognia i dodajemy wszystkie składniki. Mieszamy całość, by mleko oblepiło dokładnie płatki i bakalie. Wylewamy mieszankę na blaszkę, wyłożoną papierem do pieczenia (papier jest niezbędny, inaczej batoniki się przylepią do blaszki. Absolutnie nie używajcie folii aluminiowej, bo będziecie ją jeść razem z batonikami:). Dokładnie uklepujemy masę wilgotnymi rękami, nadając jej zwarty prostokątny kształt. Pieczemy godzinę, po ostygnięciu kroimy na batony.
Litościwie przymknijcie oko na te „regularne, proste” linie moich batonów. Mogę powiedzieć, że one są takie celowo – domowej roboty, nieidealnie pokrojone, że to taki styl swojski. To absolutnie nie jest wynik mojej indolencji krajalniczej, chociaż mój mąż jest innego zdania.
Smacznego! Więcej kulinarnych inspiracji znajdziecie w górnej zakładce menu, w departamencie „Słodkości” (tutaj).
Już mam na nie ochotę :)
Ja też mam. A puszka pusta :D :D
Indolencja krajalnicza :) I co sie dziwic omulkom jadalnym i innym z poprzedniego postu.
Musiałam słuchać tok.fm podczas pisania. Tam zawsze są jacyś politycy i niemal zawsze mówią o czyjejś „indolencji” :D ;D
Żona już batoniki zrobiła… i już się kończą, niestety :-)
Przepis deko zmodyfikowany, bo zamiast rodzynek jest żurawina, a oprócz tego jest duuuużo sezamu.
Zapach obłędny, szczególnie podczas pieczenia. Przypomniał mi się zapach batoników, które dostaliśmy gdzieś pod koniec lat ’80 w „zrzutach” ze szwajcarii. Przecudowny zapach z dzieciństwa.
A ponadto był grany jeszcze Twój sernik oraz marchewkowiec.
We want more!
A muszę jeszcze dodać, że żona nigdy wcześniej nie robiła żadnych wypieków.
No to super-fajnie, że się zmobilizowaliście :)
Nie ma nic fajniejszego w zimny, ciemny dzień i słodkie zapachy z piekarnika :D
no to czas na świąteczne ciasteczka – przepis w archiwum zeszłorocznym :)
Produkty już kupione i czekają na realizację. W planach uruchomienie linii produkcyjnej wraz z latoroślą nr 1 (2,5 roku). Dzisiaj były wprawki przy użyciu ciastoliny.
:D