Widzę to, gdy czytam synkowi książki, obserwując go kątem oka: siedzi nieruchomo w miejscu, słucha skupiony, by nie uronić ani słowa z opowieści, gdy akcja się rozkręca w jego oczach zapalają się iskierki, a te oczy! – szeroko otwarte, zafascynowane, zachwycone.
Od “Ulicy Czereśniowej”. “Zima” gościła już na blogu rok temu (tutaj), a od trzech tygodni jest znów pracowicie wertowana przez naszego synka (i córkę zresztą też:).
Książki o Basi autorstwa Zofii Staneckiej, ilustrowane przez Mariannę Oklejak są w naszym domu prawdziwym hitem i zastanawiam się czasem dlaczego. Dlaczego akurat Basia?
Nie jest czarna, nie jest biała – jest kolorowa.. a konkretnie “pasiasta”, co również dodaje jej autorytetu w oczach mojego syna:). Młody bardzo przeżywa wzloty i upadki tej postaci, myślę, że odnajduje w niej samego siebie – prawdziwego, nie przerysowanego małego człowieka, który ma swoje uczucia, swoje emocje – te dobre i te złe. “Basia płakała” – mówił mi czasem tak po prostu w czasie dnia, w momentach dalekich od czytania lektur. “Basia płakała” to coś jak gdyby – “Basia jest z krwi i kości dzieckiem. Jest taka jak ja.” Odcinek o Bożym Narodzeniu jest ostatnio naszym ulubionym czytadłem. Historia Basi i jej rodziny, która musi sobie poradzić ze świątecznymi przygotowaniami bez pomocy chorej mamy wzbudza żywe zainteresowanie Młodego.
Książka jest zabawna i inteligentna – lubi ją nie tylko Młody – my z mężem również z przyjemnością czytamy tę i inne części serii. Podoba mi się na przykład sposób, w jaki mama wyjaśnia Basi kim był Święty Mikołaj – no klasa, właśnie tak chciałam zrobić – zamiast wciskać dziecku bajeczki o jowialnym jegomościu z dużym brzuchem, wożącym się w saniach, opowiedzieć o tradycji, o tym, że Mikołaj kiedyś chodził po świecie, że dziś ma swoich następców. Żeby kiedyś, za kilka lat mój maluch nie poczuł się oszukany.
Dodatkowym niezaprzeczalnym plusem książki jest to.. że jej bohaterowie są.. bardzo podobni do nas.
Ojciec wygląda 100% jak mój mąż – jasne włosy, ta dziurka w brodzie, nos, uśmiech. A ciemnowłosa mama w okularach to wypisz – wymaluj ja. Jest też jasnowłosy Janek (Młody jak się patrzy), oraz Basia – Kropka musi jeszcze dorosnąć do swej roli życia – na razie nie przypomina, chociaż ma potencjał. Niepokoi nas jedynie obecność małego Franka, bo nie mamy go w planach :).
Jak wszyscy stali Czytelnicy wiedzą, Młody uwielbia tematy okołokulinarne – prace kuchenne, pomoc mamie, zabawy w kuchni. To samo tyczy się książek. Jest taka prawidłowość, że jeśli w lekturze pojawia się wątek gotowania obiadu, pieczenia ciasta, podawania do stołu, to Młody od razu zaczyna uwielbiać daną książkę. On wręcz pożera wzrokiem te ilustracje z żywnością! Dlatego też wieczerza wigilijna, która pojawia się na ostatnich stronach książki, była po prostu skazana na sukces. Lepszego happy – endu dla Młodego autorzy książek nie mogli wymyślić – góra dobrego szamania to jest właśnie to!
Ostatnia książka w dzisiejszym zestawieniu nie jest bynajmniej lekturą związaną ze Świętami, jest po prostu bardzo zimowa i śnieżna.
“Yeti” to pozycja autorstwa Evy Susso, ilustrowana przez Benjamina Chauda – znany duet, który ma na koncie takie sukcesy jak na przykład seria o sympatycznej wielodzietnej rodzinie skandynawskiej (“Lalo gra na bębnie”, “Babo chce”, “Binta tańczy” – o dwóch pierwszych pisałam tutaj). Ilustracje z tych książek po prostu uwielbiam, są takie proste, kolorowe i wyraziste. Podobnie jest w przypadku “Yeti”.
To książka, która burzy stereotypy, pokazuje dzieciom, że zasadniczo to nie ma się czego bać, że potwory spod łóżek – podobnie jak włochate potwory czające się w lesie – mogą być sympatyczne i niegroźne. No bo faktycznie jak spojrzeć na aparycję tego Yeti to można się uprzedzić, a tu okazuje się, że gość jest całkiem w porządku – pomaga zagubionym w lesie chłopcom, dzieli się z nimi pyszną zupą szyszkowo – jagodową (błysk w oczach Młodego. On też musi ugotować TAKĄ zupę:) i pomaga wrócić do domu.
Tutaj również mamy szczęśliwe zakończenie w stylu Młodego – tata smażący naleśniki! Wiarygodności książce dodaje fakt, że u nas w rodzinie faktycznie to tata jest odpowiedzialny za dostarczanie ogółowi naleśników. Tylko takiego rozczulającego sweterka i fartucha w choinki nie ma, a szkoda :).
Yeti wygląda interesująco, świetne grafiki :)
U nas też post zimowo-książkowy, ale lektury zupełnie inne :)
http://nietylkorozowo.blogspot.com/2014/12/swiateczne-zimowe-ksiazki-dla-dzieci.html
Nasz gust książkowy się częściowo pokrywa bo synek również uwielbia ulicę Czereśniową o każdej porze roku. Yeti jest już od dawna na naszej liście zakupowej ale ciągle jakoś przechodzimy obok, a książki o Basi brzmią trochę dziewczęco ale słyszałam wiele dobrego o nich więc pewnie też się skusimy. Bo książek jak czekolady nigdy za wiele:)
Basia jakoś graficznie mnie nie zachwycała, nie miałam zamiaru jej kupować..a potem spotkałam je w biedrze za 9 zeta. Obejrzałam i polubiłam za mądrą treść. Każda część porusza wazny temat i to w przekonujący dla dziecka sposob. I wiesz.. Nie są dziewczęce. Zupełnie nie! Inna sprawa, że Młody chodzi czasem po domu mówiąc: ‘jestem Basią’ :)
hehe “Jestem Basią” rozwaliłaś mnie totalnie:) A co do szaty graficznej to ja czasami kupuję coś bo wydaje mi się piękne, a mój Kapsel to olewa totalnie woląc jakieś kolorowe szkaradztwo kupione na szybko przy kasie;)
Yeti planujemy kupic. Wyglada obiecujaco!
Fakt Basia nie zachwyca – ale jesli ma wartosciowe tresci to czemu nie?
Wiesz, ona nie zachwyca na pierwszy rzut oka, na drugi rzut, i kolejne rzuty zachwyca coraz bardziej. W końcu nie wszystkie książki muszą mieć tą skandynawską stylówę. Różnorodność to fajna sprawa :)
U nas święta na całego w dziecięco-9-cio-miesięcznej odsłonie, więc przegląd książeczek też niebawem :) A te, cóż, nie mogę się doczekać aż Polce sprezentuję!
Do pełnego obrazka zdecydowanie brakuje wam Franka :-P
Bardzo fajne książeczki, w tym roku już trochę przy późno bo matka zamawiając pod choinkę zapomniała domówić.. ale na przyszły rok warte zapamiętania :-)
Muszę spojrzeć na tą Ulicę Czereśniową, bo nie pierwszy raz na blogach ją widzę :)
Wszystkie cudowne! Brałabym wszystkie! :)
Wróciłam dzisiaj do Twojego starego wpisu i wiesz co? Pojawił sie i Franek :) teraz będziecie mieli pełny skład – jak u Basi :*