Najbardziej lubię moment, gdy pojawiają się pierwsze forsycje. Wśród po-zimowej depresyjnej szarości wybuchają nagle płomienie energetycznych kwiatków, zaskakujących swym bezczelnie radosnym kolorem. To jakby obietnica wielkiego rozkwitu świata, eksplozji świeżych listków i pąków, brzęczenia owadów – tego wszystkiego, co następuje jeszcze zanim ostatnie żółte płatki spadną z krzewów.
Należę do banalnej większości ludzkości, która cieszy się z początków wiosny.
Wiem, że mogłabym być oryginalniejsza lub bardziej neurotyczna, zachwycać się tajemniczym listopadem lub mroźnym styczniem, ale ja lubię gdy jest ciepło, gdy świat ubrany jest w kolor. Co roku staram się, w miarę możliwości, chłonąć z tej chwili jak najwięcej. Nie zawsze się udaje, ale w tym roku wreszcie mam stado w wieku ogarnialnym, włóczykije level hard, które można po prostu wpuścić do ogrodu i obserwować z bezpiecznej odległości. Rano zaczynają nieśmiało, dłubią w piasku, elegancko prowadzą swoje plastikowe graty na smyczach. Z każdą godziną spędzoną na zewnątrz są coraz bardziej dzicy i brudni, coraz bardziej wrzeszczący i naturalni.
Moc w czystej postaci, bardzo dużo midichlorianów, mistrz i uczeń – wiadomo, że lordowie Sithów zawsze występują dwójkami (ha-ha, kiedy nowe Star Wars?).
Gdy jest ciepło, to spędzamy w ogrodzie cały dzień. Wymaga to sporej logistyki, gotowania z rana, nieustannych kursów do kuchni na poddasze i z powrotem (dużo schodów, moja mała siłka), przynoszenia obiadów, przekąsek i innych wzmacniaczy. Oni rzucają się wówczas na jedzenie, bo na świeżym powietrzu mają niewyobrażalny apetyt – pochłaniają wszystko niczym dwa odkurzacze. Nauczyli się już i karnie czekają w kolejce wyciągając rączki pod węża ogrodowego, by były czyste przed posiłkiem. Zjadają szybko, po czym wracają do eksplorowania ogrodu.
Jest tyle kamieni do zebrania, tyle piasku do przesypania.
W rogu koło domku stoi zardzewiały piecyk – fajny dźwięk wydaje, gdy go walnąć ręką. A do środka można władować duuużo kamyków! Ozdobny żwirek przy altance uważają za prowokację i rozsypują po drewnianej ławie, patrząc jak wypełnia szczeliny, z których już nikt nie będzie umiał go wyciągnąć. Ku rozpaczy Dziadków. W czystym piasku przywiezionym do piaskownicy-żółwia niby można się bawić, ale.. jest tyle ciekawszych atrakcji dookoła niż czysty piasek (czysty? WTF?). Bawią się ziemią, zrywają trawę, wąchają kwiatki. Gdy wreszcie zaczyna im się kręcić w głowach od nadmiaru wrażeń i bodźców ładują się na koc piknikowy i odpoczywają.. przez dobrych kilka sekund. Po ekspresowej regeneracji ruszają natychmiast do pracy.
Po kilku godzinach spędzonych w ogrodzie Stwory wyglądają jak górnicy wracający po szychcie z kopalni. Ich ciuchy są szare, w najlepszym wypadku.
Ich buzie umorusane od ziemi i glutów rozmazanych brudną rączką po policzkach. Oczy zmęczone i szczęśliwe. Nie wiem ile zapamiętają z tego etapu dzieciństwa, nie mam pojęcia czy cokolwiek zapamiętają. Ona ma 14 miesięcy, on prawie 3 lata. To pewnie za wcześnie by inwestować w ich wspomnienia, ale czy to ważne? Widzę ten zachwyt światem, zainteresowanie i dociekliwość, z których za parę lat pewnie niewiele zostanie. Dlatego coraz częściej ograniczam się do bycia obok i dbania by było bezpiecznie. Sama dopiero uczę się tego, bo mnie wychowano trochę inaczej, nie wkraczam w ich zabawy, nie strofuję, nie wołam „uważaj!” co drugie słowo.
Niech się brudzą, niech się uczą, niech będą szczęśliwi!
P.S. Widzieliście zdjęcie z zębami Kropki? Właśnie o tym pisałam w uroczym tekście pt. „Miłość”.
Jak u Was ładnie!! Nie dziwie się, że całe dnie w ogrodzie spedzacie!! Nasz ogródek jest od początku wiosny w trakcie „remontu” coś czuje, ze nie doczekam swobodnego pusczenia Antka na nasze podwórko. Tak mozolnie idą nam prace :( a czas i pieniadze to najwięksi wrogowie.
Ale u was ciepło i przyjemnie – zazdrościmy :D A my już drugi tydzień zamknięci w domu chorujemy :( Pozdrawiam
O nie, tylko nie choróbska! My swoje przeszliśmy początkiem kwietnia, ale już jest ok. Zdrowiejcie :)
Dziękujemy :) No mam nadzieję, że to ostatnie w tym sezonie ;) Chociaż pewnie od września chłopcy nam naprzynoszą z przedszkola ;) Młody podekscytowany? Bo mój to już by szedł, był zanieść podanie i chciał od razu zostać ;)
Na razie nie nakręcamy go za bardzo. Myślę,że w okolicy sierpnia zaczniemy go przygotowywać psychicznie do przedszkola. Na razie ta odległość czasowa jest zbyt abstrakcyjna dla 3-latka.
My niedługo mamy dni adaptacyjne, 4 spotkania po 4 godziny aby dzieci się wcześniej zapoznały ze sobą i z przedszkolem, dlatego już mu opowiadamy :)
No tak, słusznie :)
Ekhm. Chciałam tylko nieśmiało wspomnieć, że prawie cały przyszły tydzień będziemy na śląsku ;)
Poza tym bardzo fajnie. Swoje podwórko, swoje śmieci, przynajmniej wiesz, że jest raczej bezpiecznie. Wczoraj w parku Łukasz wyciągnął z buzi Matyldy kawałek szkła. Ze wszystkich kwiatków, bratków, gałązek akurat to ją musiało zainteresować. Chciałabym być obok, nie krzyczeć „uważaj”, no ależ kurcze czasami się nie da.
ooooo!! Aga, jesteście na Śląsku = wbijacie do nas. Bez dyskusji :)
Jesteśmy w kontakcie!
Ale nie myśl sobie, że u nas się kawałek szkła, gwoździa czy innego ustrojstwa nie zdarza. Tak jak ostatnio pisałam – wiata na narzędzia, po-remontowe klimaty, betoniarki, itp. to też jest. Spoko, Matylda na pewno znajdzie coś dla siebie :D
Haha, super, no skoro mówisz, że poziom bezpieczeństwa u Was porównywalny z tym parkowym to na pewno się wbijemy ;) Będziemy w kontakcie. Buźka!
Absolutnie nie mam Cie zamiaru zniechęcać!Do zobaczenia w przyszłym tygodniu :)
Ależ pięknie! Jest moc, powiem Ci, te dni w ogrodzie to najlepsze, co można dzieciakom zaserwować. Może wspomnień konkretnych jeszcze nie będą mieli, ale na pewno mocno i głęboko zaszczepi im się to poczucie szczęścia, a to mega ważne
Baaardzo zazdroszczę własnego ogrodu. Też mam w sumie gdzie wyjść, bardzo blisko, ale to nie to samo;)
Właśnie to poczucie szczęścia i zbieranie doświadczeń jest super. Nawet jeśli nic nie zapamiętają.. ale jak są tacy dzicy wyglądają na naprawdę szczęśliwych. Fajnie się na nich wtedy patrzy.