Myję gary i słucham bloku reklamowego w radiu. “To już zaszło za daleko!” – myślę sobie. – “Ileż można ludziom tłuc do głów, że potrzebują tego wszystkiego?”. Reklamy biegną jedna za drugą, a ja dziękuję losowi, że nie mam podłączonej telewizji, że nie atakują mnie jeszcze obrazem.
Tylko dziś! Odkurzacz z rewolucyjnym systemem czyszczenia za jedyne 199 złotych! Idealny ręczny blender – z nim zmienisz życie swoich bliskich, a przecież chyba zależy Ci na zdrowym żywieniu?
Zobacz nowe trendy na zimę – bez tego koloru w tym sezonie nie istniejesz! A tak w ogóle to czy masz już swój suplement diety na chandrę, nerwy, problemy z erekcją, czy .. zespół niespokojnych nóg (tak, serio:)? A przy okazji, moja droga: Twój krem jest przestarzały. Teraz mamy nową formułę, wzbogaconą o odżywcze olejki i taką promo, że dwa kremy masz w cenie jednego, więc zrób to – ruszaj do sklepu, już, teraz, natychmiast!
Pogardliwy uśmieszek błąka się w kąciku moich ust. Dalej myję gary i myślę sobie, że jestem taka mądra, taka odporna. Trochę trudniej się robi, gdy już trafiam do świątyń konsumpcji, gdzie atakuje mnie cała zakupowa otoczka. Ułożenie towaru zaplanowane przez ekspertów od kolorów, od psychologii, nawet zapachy wanilii i cynamonu rozpylane przed Bożym Narodzeniem, bo badania wykazały, że utrzymują nas o kluczowe kilka procent czasu dłużej w sklepie. Oni wiedzą, że powonienie to najbardziej pierwotny zmysł, przecież ssaki trafiają do matczynej piersi dzięki węchowi. Wiedzą też, że odpowiednia muzyka – energetyczna, motywująca do działania, inwestycji w siebie – zmobilizuje nas do poprawienia sobie nastroju choćby na chwilę. Manipulacja level hard.
“Świat, w którym trwałość była wartością już nie istnieje. Konsumpcjonizm napędzany jest wiecznym głodem. Głód jest sztucznie stymulowany przez produkcję przedmiotów”. (“Mniej” Marta Sapała)
Za dziada-pradziada kupno krzesła, czy stołu to było wydarzenie na całe życie. Przedmioty codziennego użytku były wytwarzane lokalnie, miały swoją wagę, trwałość, miały swoją wartość. Siła nabywcza przeciętnych ludzi była dużo niższa niż obecnie, a ceny towarów wyższe, lecz demokratyzacja handlu spowodowała, że stać nas na więcej. Sklepy w rodzaju Ikei dają nam możliwość kupna niektórych przedmiotów codziennego użytku naprawdę tanio.. i często. Mój stół kuchenny kosztował jakieś 100 złotych, a przecież ktoś go musiał wyprodukować, potrzebne były surowce, ludzka praca. Pytanie brzmi: Jak? Jak cokolwiek wyprodukować i przetransportować, by potem sprzedać za takie pieniądze?
Sklepy pękają w szwach od towarów, lecz marki, które kiedyś oznaczały trwałość w dzisiejszych czasach mogą nam zagwarantować jedynie ładny wygląd i nowe rozwiązania o chwytliwych nazwach.
Nikt już nie reklamuje wytrzymałości produktów. Nikt nie chce, byśmy za nadrzędną wartość uznali długoterminowe działanie urządzeń, a my przyzwyczajamy się do tego i przestajemy wymagać. Produkowanie rzeczy kiepskiej jakości idzie producentom świetnie, coraz lepiej z każdym rokiem.
Lodówka, otrzymana przez rodziców w prezencie ślubnym działała ponad dwadzieścia pięć lat, wyłączono ją ze względu na prądożerność, a spokojnie mogłaby działać dalej. Ciekawe jak to będzie ze współczesnymi lodówkami, czy dadzą radę przeżyć chociaż z połowę tego czasu. Laptop umiera po czterech latach, bluzka rozłazi się po jednym sezonie, a my nie mamy na to zbyt dużego wpływu.
Ostatnio coraz większą wagę przykładam do jakości kupowanych przedmiotów, sprawdzam składy ubrań i zalecenia odnośnie prania, zwracam uwagę, by było w nich jak najwięcej naturalnych włókien, a jak najmniej syntetyków.
Rozważam, czy grubość tkaniny jest odpowiednia, czy jest szansa, że dana rzecz przetrwa kilka sezonów. Odkładam wszelkie szmatki ozdobione cekinami i nitami, które podziurawią bluzkę w czasie prania, nie daję się omamić kolorowym wzorom, jeśli widzę, że pod spodem jest kiepskiej jakości fason i tkanina.
Najgorsze jest bowiem podejście tymczasowe, kupowanie na szybko, byle tanio i byle jak: “Weź, zobacz jakie tanie. Za taką cenę, to nawet jak ci się znudzi po pół roku, to nie będzie szkoda”. “Najwyżej potem wymienisz na inne”. “Za dwadzieścia złotych, to nawet jak trzeciego prania nie przetrwa to trudno się mówi”. Nawet nie mamy pojęcia ile złego czai się w tych pozornie banalnych stwierdzeniach. Czas raz na zawsze skończyć z podejściem: “kupię, bo tanie, najwyżej wyrzucę”.
Gospodarka wzrostu oparta na zużyciu i ciągłej konsumpcji prowadzi świat prosto do katastrofy, dlatego warto mieć świadomość, że ekspresowo zużywające się dobra zamieniają się w góry śmieci i wprawdzie znikają z naszych oczu, ale nie znaczy to, że znikają z powierzchni ziemi.
Elektronika psuje się coraz szybciej, przykładowo: mojemu smartfonowi kupionemu rok temu właśnie schrzanił się mikrofon.
Producenci lubią wmawiać nam, że jak coś ma 3-4 lata, to już jest stare, czas na wymianę. Co się dzieje z tymi wszystkimi sprzętami, które zużyliśmy i szybko zastąpiliśmy nowszymi i pozornie lepszymi? Całe kontenerowce elektrośmieci przypływają codziennie do wybrzeży Ghany – resztki naszych komputerów, drukarek i telefonów, w 80% niemożliwych do naprawienia. Zalegają w miejscach, gdzie kiedyś mieszkali ludzie, bawiły się dzieci, ale teraz to wielkie wysypisko zasnute czarnym dymem. Okolica, w której nie chcielibyście się znaleźć. Bogaty zachód znajduje różne sposoby, by pozbyć się swoich odpadów – najczęściej deklaruje, że to pomoc dla krajów rozwijających się.
Do kameruńskiego portu Duala trafiają z kolei olbrzymie ilości naszych używanych ubrań.
Trzydzieści lat temu był tam całkiem prężny tekstylny przemysł, który musiał upaść, bo nie dał rady konkurować z tanimi, używanymi ciuchami z Europy i USA. Powstał więc nowy “przemysł” polegający na przerabianiu i ulepszaniu ubrań second-hand: ludzie wyspecjalizowali się w farbowaniu, skracaniu i zwężaniu naszych starych tekstyliów, które po porządnym wyprasowaniu trafiały później do sklepów w całym regionie. Niestety polityka “fast fashion” prowadzona przez sieciówki powoduje, że jakość ubrań jest coraz gorsza, większość z nich rozpada się po kilkunastu praniach, więc olbrzymia część tego, co obecnie trafia do Afryki nie nadaje się do naprawy i noszenia. Nasze kiepskiej jakości bluzeczki z przeceny i na szybko zakupione sweterki w niezbyt twarzowym kolorze.. to wszystko nie trafia już do handlarzy odzieżą, lecz na wielkie, gnijące góry tekstylnych wysypisk. Najsmutniejsze jest to, że z każdym rokiem tych odpadów przybywa.
Rozkręcają się producenci, którzy szyją coraz więcej i taniej, rozkręcamy się i my – wszelkie badania na ten temat pokazują, że z każdym rokiem kupujemy coraz bardziej szalone ilości ubrań!
Podobno wysyłanie do Afryki używanych dóbr ma wpłynąć na wyrównanie różnic między bogatą północą a biednym południem. W powyższym kontekście brzmi to jak ponury żart.
Na razie nie musimy oglądać tych wysypisk, bo żyjemy w zamożnej części świata. Lecz kiedyś, gdy już zatrujemy ich ziemię na amen, gdy klimat jeszcze bardziej sę ociepli, ludzie z tamtych stron będą mieli święte prawo ruszyć na północ. Zobaczyć zadbane trawniki, piękne elewacje budynków, równo ustawione kosze, błyszczące fasady sklepów – te wszystkie pozory, za którymi stoi ich krzywda, zniszczenie ich świata. Trochę czasu minie zanim śmieci, gruzy i toksyczne odpady zaczną przesypywać się pod naszymi własnymi oknami, ale niestety, prędzej czy później zaczną. Możemy się wprawdzie pocieszać, że przecież za naszego życia nic takiego się nie stanie, ale .. zaraz, zaraz! Przecież mamy dzieci! Małe, kochane stworzenia, dla których chcielibyśmy najlepszej możliwej przyszłości. Z pewnością nie takiej.
W rewelacyjnym filmie “Wall-e” jest taka scena, w której mały robot sprzątający ziemię przekopuje góry śmieci pozostawione przez ludzkość.
Jest tam pełno przedmiotów, które niegdyś wydawały się takie potrzebne i super modne, by po chwili stać się stertą odpadów. Jest nawet pierścionek z brylantem, wyrzucony pogardliwie przez robota, bo jemu akurat spodobało się tylko to czerwone, aksamitne pudełko. Lubię ten film, jest wyjątkowy, mocny w przekazie. Czym więcej dowiaduję się o tym, co się dzieje z odpadami z naszego świata, tym wizja z filmu bardziej mnie przeraża. I przestaje brzmieć jak science fiction i koszmar, który nigdy nie dojdzie do skutku, a coś w rodzaju przepowiedni. A przecież bardzo, bardzo nie chcemy, by się spełniła.
Kadry pochodzą z filmu “Wall-E”, źródło grafik: Pinterest. Już niedługo trzecia i ostatnia część “Tryptyku”, a tymczasem..
Czytaj również:
Tryptyk, część pierwsza: O nieopanowanej potrzebie zakupów
Tryptyk, część trzecia: Plastik fantastik. Co się z nim dzieje?
Myślę dokładnie tak samo jak Ty! O matko, w końcu ktoś kto mnie rozumie. Mnie jeszcze przeraża produkcja żywności, to dopiero odlot. I moje ulubione, podobno indiańskie powiedzonko “gdy zostanie ścięte ostatnie drzewo, zostanie zatruta ostatnia rzeka i zdechnie ostatnia ryba – wtedy ludzie zrozumieją, że nie można jeść pieniędzy”
Amen.
Produkcja żywności również mnie przeraża, a najgorsze jest chyba to, że w świecie, gdzie pozornie mamy nieograniczone możliwości wyboru tak naprawdę nie mamy zbyt dużego wpływu na to, co kupujemy, czy spożywamy.
Trochę jeszcze mamy. Niestety ludzie sami są sobie winni, gdyby każdy zastanowił się chwileczkę i wybrał to co jest naprawdę dobre po prostu nie byłoby tego syfu. Wiele osób uważa mnie za niepoważną – mieszkam w Niemczech, przywożę sobie z Polski wiejskie jajka, ziemniaki, warzywa od mojej mamy z ogródka, sprawdzoną wędlinę i mięso z kurczaka od “babci kurczkowej” ;-) Niby tu też można kupić – wszystko, ale jaki to jest badziew to wiem tylko ja. Bo się wychowałam na wsi i nie zjem sklepowego jajka (nie wiem co by było, gdybym była naprawdę głodna :P), mięso z wiejskiego kurczaka mam w małych porcjach dla dzieci. Dla nas kupujemy tutaj, ostatnio smakowało jak ryba… Nawet miało strukturę podobną do jakiegoś rybnego fileta. Było okropne, wyczytaliśmy z mężem w internetach, że karmią kurczaki jakąś rybną mączką z rybich odpadów. W głowie mi się to nie mieści i jak tu coś takiego dać dziecku? Sory, za offtop, ale musiałam się tym z kimś podzielić bo tak mnie ten temat zbulwersował, że aż się cała trzęsę jak o tym myślę, a czuję, że jesteś osobą, która mnie zrozumie :P Pozdrawiam i ściskam mocno ;-)
Offtop bardzo spoko, a więcej na ten temat pisałam we wrześniu zdaje się, w związku z ustawą żywieniową w przedszkolach. Może Cię zainteresuje: https://rubytimes.pl/cukier-sol-i-chemia-to-co-najlepsze-dla-naszych-skarbow/
o tu jest wpisik :) Pozdrawiam cieplutko!
Przerażające to jest, fakt. I to podejście o którym piszesz, ze coś było tanie to nie szkoda wyrzucić…
Zgadzam się i mam tę wiedzę (szkoda, że od niedawna…). Dzięki za uzupełnienie.
Zasmuciłam się normalnie.
Mało ‘świąteczne’ to wszystko, prawda? A jakby ludzie na dodatek sobie zdawali sprawę w jakich warunkach pracują te “elfy”, które szykują dla nas upominki pod choinkę, to też zmieniliby nastawienie do wielu rzeczy.
Hej Agato! Jestem pierwszy raz na Twoim blogu i już bardzo mi się tu podoba. Napisałaś piękny tekst i wybrałaś do niego piękne zdjęcia. Wiele osób polecało mi ten film, ale Ty przekonałaś mnie, żeby dzisiaj go zobaczyć. Cieszę się, że piszesz na ten temat. Niby coraz popularniejsze jest wracanie uwagi na jakość na komercjalizację społeczeństwa, ale takich apeli nigdy nie jest za mało. ;) Pozdrawiam Cię ciepło!
Dziękuję serdecznie, zawsze jesteś tu mile widziana :)
Dzięki Tobie można uwolnić się od przekonania, że blogosfera okołodzięcięca to nie tylko wpisy typu reklama dresowych spodenek za jedyne 159 zł/licytacja, kto się bardziej wycierpiał przy porodzie/cukierkowe wpisy, że Kiciunia właśnie skończyła 7 miesięcy i ma już trzy ząbki.
Dzięki, tak trzymaj :)
Dzięki :) Dla takich komentarzy warto się wysilić na coś więcej.
lol, dobre podsumowanie :)
Wyczerpałaś ten wątek tak dosadnie i trafnie, że aż nie mam nic do dodania (co mi się rzadko zdarza) ;) Może tylko tyle, że czekam na trzecią część!
Chyba będzie dopiero po Nowym Roku! Na razie jednak zupełnie przewidywalnie żyję Świętami :)