Patrzę na Kropkę i widzę nieuchwytne podobieństwo w rysach. Nieoczywiste, poplątane, jak to tylko geny potrafią poplątać. Pojawiające się tylko czasem, gdy akurat strzeli tę minę. Taką zatroskaną trochę i dobrotliwą. Z ustami zaciśniętymi zabawnie, rumianymi polikami i niskim czołem. Na co dzień w ogóle tego podobieństwa nie widzę, a gdy się pojawia zawsze jestem nim zaskoczona.
Zadziwiające, że pamiętam dokładnie stary zniszczony zydelek, na którym moja Babcia zwykła siadać, gdy rozpalała starą gazetą pod kuchnią. Tak, w dwudziestym pierwszym wieku ta ponad osiemdziesięcioletnia kobieta dalej rozpalała w piecu. W ciepłe dni wyciągała swój zydelek przed dom. Pamiętam ją przycupniętą w swoim ulubionym rogu między drzwiami wejściowymi a oknem, za tło miała wyblakłe czerwone pustaki, z których zbudowany był niezbyt finezyjny “nowoczesny” wiejski dom. Obok stała drewniana chałupa, która służyła letnikom, ale Babcia mieszkała w tym nowym. Gdy tak siedziała ręce zawsze miała zajęte jakąś pracą. Ziemniaki obierała, albo szatkowała kapustę, jesienią oczyszczała grzyby, a gdy obiad już był zrobiony, to prawdopodobnie szydełkowała. Wzory serwet powstawały na bieżąco w głowie, a ręce nadawały im kształt pięknych, białych, ażurowych mandali.
Uśmiechała się łobuzersko – miała zniszczoną, rumianą twarz, pooraną szlachetnymi zmarszczkami. Twarz, która nigdy nie zaznała makijażu, włosy, które nigdy nie zaznały farby. Odtwarzam w pamięci całe mapy zmarszczek, a pośród nich gorejące żywe, młode oczy. Pewnie widzieliście kiedyś poruszające portrety starych ludzi – są fotografowie, którzy potrafią uchwycić piękno w naznaczonych przez czas obliczach. Gdyby ktoś kiedyś zrobił takie zdjęcie mojej Babci, z pewnością zgarnąłby pierwsze miejsce w World Press Photo.
Patrzę na Kropkę, która robi tę samą minę, dla odmiany buzię ma gładką, za to spojrzenie równie łobuzerskie i niepokorne. Mała dziewczynka lubi sobie przycupnąć to tu, to tam, a robi to w rozczulający sposób, który przywodzi mi na myśl Babcię na swoim zydelku. Wiem, że to pewnie skojarzenie na wyrost, coś mi się w głowie ubzdurało i tyle! Dziecko sobie po prostu lubi usiąść a to na pufie, a to na schodku. No cóż w tym dziwnego? Tylko Teść kiedyś zauważył, że jak tak siada, to wygląda jak stara góralka przed chałupą.
Siła i mądrość – to dwa słowa, które przychodzą mi na myśl, gdy o niej myślę. Twarda kobieta, która przeżyła wojnę, wychowała pięciu synów, całe życie pracowała na roli, by w wieku 85 lat jajecznicę nam podawać na śniadanie, gdy wpadliśmy w odwiedziny z rocznym Młodym. Niewykształcona, a obdarzona żywą inteligencją i legendarną pamięcią. Ten jej głód wiedzy, pochłanianie słowa pisanego w każdej postaci – książek, gazet, nawet starych tygodników przywożonych przez synów. Kiedyś siadły z moją siostrą i zaczęły spisywać drzewo genealogiczne rodziny. Sypała jak z rękawa datami dziennymi, imionami, szczegółami, wspominała wiele faktów zapamiętanych z własnego życia, ale też wiele zasłyszanych od ojców, kawał rodzinnej historii XX oraz XIX wieku. Nie bez powodu śmialiśmy się, że ma komputer w głowie. Gdy w telewizji mówili o jakimś istotnym zdarzeniu Babcia z namaszczeniem wyciągała sfatygowany atlas samochodowy, na nos zakładała wielkie okulary i szukała w spisie gdzie się dane miejsce znajduje. No bo przecież nie wypada nie wiedzieć! Rozmawiając z nią nie musiałam się dostosowywać do wieku, opowiadałam o pracy w korpo, o mężu, o bieżących problemach. A ona rozumiała, nie była infantylną staruszką, do której trzeba mówić łatwymi zdaniami i z caps lockiem.
Teraz, gdy już jej nie ma pragnę wierzyć, że niezłomny, twardy charakter, mądrość, charyzma, że te cechy odradzają się w kolejnych pokoleniach kobiet. Bo kobiety zasadniczo mają w życiu ciężej, więc muszą być silne. Gdy tak patrzę na Kropkę, na tego małego zadziora, który nawet gdy o coś prosi, to krzyczy, który walczy z bratem jak równy z równym, mimo że krótsza jest przecież o połowę. A gdy pyta “co to?” pokazując na rysunki w książeczkach to robi takim tonem, że aż podskakujesz na krześle. Wierzę, że ta kobieca siła, że jakaś część babcinej mądrości i charyzmy odradzają się w małej, niezłomnej dziewczynce.
Rok temu w wakacje był upał ponad 30 stopni, gdy pakowaliśmy się do auta i przez pół Polski jechaliśmy pożegnać Babcię. Karmiłam wówczas piersią, Kropka miała zaledwie pół roku, ale ja się uparłam że pojadę. A jak ja, to ona również musiała jechać. Podczas nabożeństwa ulatujący ku niebu duch starej kobiety sfrunął zapewne z ustalonej drogi, by chociaż na chwilę zerknąć na najmłodszą członkinię rodu. Kropka w lekkim kwiecistym kapeluszu uśmiechała się z pogodą i spokojem. Jestem pewna, że znalazły wspólny język.
Wzruszyłam się. Bo mam przed oczami moją babcię, niemal taką samą jak Twoją. Te zmarszczki, ręce wiecznie zajęte, bystry umysł i góry w tle. Jedziemy do niej w niedzielę. W ogóle nie myślę o świętach tylko o tym, że zobaczę moich dziadków w niedzielę. Że jeszcze możemy to zrobić. Ściskam!
Nooo, to jedź, wyściskaj za wszystkie czasy.
U mojej wprawdzie nie było gór w tle, bo mieszkała na niekończących się równinach. Męża rodzina jest z gór, stąd to skojarzenie Teścia.
Piękny tekst, fajne zestawienie. Moja Pola też mi przypomina… moją mamę. Niesamowicie surrealistyczne wrażenie!
Się zryczałam no.
Piękny, wzruszający tekst!!!
Pięknie napisane.
Moja Corka to z wyglądu mix mnie i Mamy Męza.
A z charakteru zadziora jak ja :) patrze na nia i wiem ze sobie poradzi… Bedzie dobrze. Kobiety góra :)