O mojej pięknej maszynie z Ikei już kiedyś pisałam. Kupiona początkiem stycznia stała sobie przez cały czas w pokoju, a ja nie miałam odwagi się zabrać za jej rozkminianie. Jestem totalnie zielona w kwestii szycia, musiałam zacząć od dokładnego czytania instrukcji, czego szczerze nienawidzę. No i tak zbierałam się cały miesiąc, patrząc na maszynę z dużym onieśmieleniem czy też respektem, aż w końcu wczoraj się postanowiłam ją użyć po raz pierwszy.
Małżon akurat w domu, więc mógł się zająć małym diablątkiem włażącym obecnie dosłownie wszędzie i wspinającym się na co popadnie, a ja w spokoju zajęłam się szyciem. To znaczy nie szyciem. Nawlekaniem nitki:) Górna szpula – łatwizna, dolna – już trochę gorzej, po godzinie przeklinania na czym świat stoi, poprawiania wypadającego bębenka i innych elementów o dziwnych nazwach udało mi się wreszcie wyprodukować pierwsze próbne ściegi. Potem coś się zaklinowało i trzeba było znów wszystko wyciągać i kombinować od początku. W końcu zrobiło się późno, poszłam spać mamrocząc złorzeczenia na mój nowy sprzęt i groźby jak to niedługo wyląduje z powrotem w sklepie.
Dziś zaczęłam jednak od początku, pełna świeżego optymizmu. I muszę powiedzieć, że wczorajsza gimnastyka trochę mi dała, coś mnie nauczyła. Maszyna ogólnie wydaje się być przyjazna początkującemu użytkownikowi, instrukcja też jest sensowna, jak to w Ikei. Skoro ja dałam radę zrozumieć, to myślę, że każdy da radę. Słowem – jestem dziś trochę mniej zielona w kwestii szycia, odważyłam się nawet przeszyć poszewki do poduszek. Były trochę za duże i od dawna chciałam je trochę zmniejszyć, ścieg może nie jest idealny, ale wyglądają dobrze.
Do szycia haute couture to mi jeszcze trochę brakuje, ha :) Ale nieważne. Cieszę się, że zaczęłam. Mam w głowie trochę pomysłów, np. myślę o zrobieniu sobie bluzki – tuniki z męskiego T – shirta: wyciąć kawał dekoltu, pozwężać, przeszyć jakimś dekoracyjnym ściegiem, namalować coś farbami do ciuchów. Żeby jeszcze czasu było trochę więcej, ehhh :)
Wow, super że się odważyłaś :D
no nie ma wyjścia – maszyna w domu, trzeba jakoś uzasadnić jej obecność :))
No właśnie. Najgorzej z tym czasem wolnym….
Pochwal się efektami swojego szycia, jak tylko zaczniesz. Jestem ciekawa tych bluzek, jak wyjdą :)
już kiedyś się bawiłam w takie niby szycie, tylko że ręcznie, a nie maszynowo :) Ale to było na studiach, gdy niedoskonałość ciucha wydawała się być jego zaletą, teraz wolałabym mniej zwariowane efekty :) jak coś z tego wyjdzie to będę pisać.
Ja swoje pierwsze kroki z maszyną stawiałam kilka miesięcy temu. Bałam się trochę tego magicznego sprzętu, że jej nie opanuję, że nacisnę mocniej pedał i mi poleeeci i jej nie zatrzymam :)
Teraz wszystko mam pod kontrolą a szycie super sprawa, fajne uczucie z kilku szmatek stworzyć coś fajnego. A jak się jeszcze komuś podoba, to już w ogóle duma mnie rozpiera :)
Cierpliwości życzę i powodzenia!
pozdrawiam
dzięki:) zrobiłam dziś fajną zasłonkę do garderoby i powoli zaczynam wierzyć, że mi też się uda :))