Jest taka osoba, która zawsze potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi jak nikt inny na świecie. Bezbłędnie wyczuwając moje reakcje, wiedząc jak uderzyć w czuły punkt, przywołując wydarzenia z mego życiorysu z kronikarską skrupulatnością. Dodam, że niekoniecznie te, o których chciałabym pamiętać. Moja siostra – osoba o niemal tych samych wspomnieniach, doświadczeniach z dzieciństwa i najbardziej zbliżonym genotypie spośród wszystkich istnień ludzkich na całej błękitnej planecie.
Dziś ją uwielbiam, ale dziś obie jesteśmy zdrowo po trzydziestce.
Żeby dojść do etapu przyjaźni musiałyśmy przejść niezliczone wojny, bitwy, zawieszenia broni i pertraktacje pokojowe. Dlatego też kwestia porozumienia i względnej harmonii pomiędzy moimi dziećmi niezwykle leży mi na sercu. Między nimi jest dwadzieścia miesięcy różnicy wieku. Dokładnie tyle, ile między mną, a moją starszą siostrą.
Olbrzymie napięcie, jakie buzuje między dzieciakami niemal rozsadza nasz dom.
Łudziłam się, że relacja „brat – siostra” będzie pozbawiona rywalizacji, czytałam gdzieś, że dzieci różnych płci znajdują w rodzinie swoje „nisze”, zajmują określone role domowe i dzięki temu nie ma aż takiego ciśnienia i darcia pierza, jak np. między dwoma siostrami. Ale powiem Wam – to bullshit. Bez względu na płeć między dziećmi istnieje wyraźna rywalizacja i walka o wpływy. Musimy się z tym po prostu pogodzić i uświadomić sobie, że tak będzie przez wiele lat, a jedyne co jako rodzice możemy zrobić to łagodzić domowe napięcia i wspierać dzieci w budowaniu relacji.
Na szczęście możemy trochę pomóc naszym dzieciom, by zamieniły się ze śmiertelnych wrogów w najlepszych przyjaciół.
Przy czym zaznaczam, że definicja „przyjaciela” w ich wieku jest trochę inna niż w naszym. Jest akceptowalne, że przyjaciel popchnie cię czasem i wyrwie klocek z ręki, lub zostawi ślad zębów na przedramieniu. Ale to wszystko nieważne, nie walczymy wszak o jakieś niuanse codzienności, mamy wielką życiową walkę do wygrania. O ich długofalową miłość i bliskość.
Na początku.. wiadomo, jak w mitologii: był chaos.
Kropka była mała, Młody był nieufny. Kropka miała ograniczone możliwości komunikacji i poruszania, więc próby porozumienia się z bratem i zyskania jego sympatii były z góry skazane na porażkę. Dodatkowo on zdecydowanie jej nie lubił. Tolerował, ale czuł jakąś podskórną wrogość. Gdy już dorósł na tyle, by zacząć komunikować się werbalnie, usłyszeliśmy różne rzeczy, które niekoniecznie chcieliśmy usłyszeć. Nie będę tutaj przytaczać kompromitujących me dziecię tekstów, nadmienię tylko że bardziej przywodziły na myśl „Milczenie Owiec”, niż „Świnkę Peppę”, a opcja pokrojenia siostry i zjedzenia w sałatce była jedną z łagodniejszych.
Wyobraźcie sobie rozpacz i przerażenie matki słodkiego pachnącego niemowlęcia, nad którym ktoś (Ktoś! Najbliższa genetycznie osoba!) roztacza makabryczne wizje.
Z drugiej strony wyobraźcie sobie gwałtowność uczuć, które pojawiły się w małej głowie. Ta mała głowa w obliczu niemożności poradzenia sobie ze złością, niechęcią, nienawiścią wręcz wybrała drogę wygadania się, wypowiedzenia emocji, by poczuć coś w rodzaju ulgi. A niechęć była naprawdę duża. Wszak to niemowlę perfidnie zawłaszczyło nie tylko dom i rodziców, ale nawet dziadków, szafę, zabawki! Znajoma położna przywołuje ciekawe porównanie, by łatwiej się było wczuć w rolę dziecka, które los obdarza młodszym rodzeństwem. Wyobraź sobie, że Twój mąż przychodzi do domu z atrakcyjną blondynką i mówi:
„Zobacz kochanie, od dzisiaj będziemy mieszkali razem z Wiktorią. No nie rób takiej miny! Nie dąsaj się, zobacz jaka ona jest śliczna i zgrabna! Wiesz, ona nie ma żadnych kosmetyków, pożycz jej swoje na początek. Oczywiście, że będzie z nami spać! Muszę jej teraz poświęcać więcej czasu, by się jakoś oswoiła z nowym miejscem. A może sobie założyć te twoje czarne szpilki? Nie bądź taka, możesz jej chyba ustąpić. W KOŃCU JEST MŁODSZA OD CIEBIE.”
Czujesz to? Tę rosnącą sympatię do zgrabnej i młodszej Wiktorii? Widzisz jak mierzy Twoje buty? A takiego!! Już dostaniesz moje szpilki lafiryndo, won mi z domu! Noo.. i mniej więcej tak się czuje dziecko na myśl o słodkim niemowlaku. Z tym, że dziecko jest małe, dopiero uczy się radzić z emocjami i wszystkie – zarówno te dobre i te złe – wyraża w sposób skrajny i gwałtowny. Jak zareagować? Negować te „złe” emocje?
Co więc zrobić, by zneutralizować wrogość i nieufność i zamienić ją w bliskość i przyjaźń?
Nie jest to łatwe zadanie, więc przystąpiłam do niego zaopatrzona w baterię lektur z pogranicza pedagogiki, psychologii dziecięcej, trochę też z zakresu rodzicielstwa bliskości. Czym mocniej zagłębiałam się w psychologiczne meandry, tym bardziej zaskakiwało mnie jak beznadziejny wachlarz środków wychowawczych i reakcji na zachowania dzieci ma większość rodziców. Zdziwiło mnie jak wiele nieskutecznych sposobów na dzieci pokutuje w naszym kręgu kulturowym i jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wniosek?
Bardzo wiele dziecięcych zachowań jest błędnie interpretowanych, a typowe reakcje dorosłych są pozbawione empatii i zwykłej wyobraźni. Najczęściej to właśnie rodzice, zupełnie nieświadomie i w dobrej wierze podsycają antagonizmy między swoim potomstwem i to oni są odpowiedzialni za większość walk między dziećmi!
Przykłady można mnożyć. „Oj tylko tak mówisz, na pewno ją kochasz!” albo „No coś ty, przecież to Twoja siostra! To bardzo brzydko mówić takie rzeczy”. Mogę iść o zakład, że ignorowanie, zaprzeczanie dziecięcym uczuciom, dodatkowo w pakiecie z wpędzaniem w poczucie winy są wciąż stosowane w wielu domach. Zamiast tego warto spróbować zrozumieć dziecko. Ważna jest szczerość, mówienie o emocjach – zarówno swoich jak i dziecka. „Bardzo mi przykro, że tak mówisz o swojej siostrzyczce, ale rozumiem, że ona czasem Cię denerwuje. Szkoda, że jej nie kochasz. Mam nadzieję, że kiedyś się zaprzyjaźnicie” – na początek będzie dużo lepsze. Przynajmniej jest szczere, dziecko może się z takim tekstem utożsamić. I nikt nie wpędza go w poczucie winy w zwiazku z tym co odczuwa.
Zamiast rad pod tytułem „co robić?” proponuję takie z kategorii „czego nie robić?”. Gdy dzieci osiągną wiek, w którym zaczynają wpółpracować (lub walczyć) czasem nie trzeba robić zbyt wiele, tylko dać im możliwość wspólnego rozwiązania problemów. Początki są trudne, niejednokrotnie trzeba chronić jedno przed drugim, ale z czasem okazuje się, że gdy pozostawimy ich samym sobie dogadają się lepiej, niż gdy będziemy stale ingerować, stać obok, wymuszać przeprosiny i oddawanie zabranych zabawek. Nie chodzi przecież o nauczenie ich nieszczerych pozorów grzeczności, chcemy by faktycznie zaczęli być sobie bliscy!
Dzieciaki mozolnie budują wspólne stosunki, co dość często dzieje się kosztem naszego autorytetu i .. świętego spokoju.
Gdy zauważyliśmy ich pierwsze zabawy, czasem niezwykle denerwujące, polegające na radosnym wrzeszczeniu i roznoszeniu naszego domu w pył trochę przymykaliśmy oko. Obserwowaliśmy, że działają wspólnie, czasem rozrabiając, ale za to wreszcie razem. Potem oczywiście dostawali reprymendę i oboje wpatrywali się w nas wzrokiem niewiniątek. Ale w ten właśnie sposób mogli po raz pierwszy stać się zespołem, który robi coś wspólnie, zdobywać kolektywne doświadczenia. I o to chodzi – by powolutku stawali się dla siebie najważniejsi i najukochańsi na świecie.
Pracujemy nad tym od dawna, niewdzięczną, mrówczą pracą u podstaw. I dopiero od niedawna zbieramy pierwsze plony.
Nowością jest bliskosć między nimi. Głaskanie, jakieś przytulenia na mikrosekundę. Kiedyś nie mogłam ich zostawić obok siebie na łóżku, z obawy że się skopią po głowach, obecnie coraz częściej obserwuję jak przyjemnie im jest, gdy leżą obok siebie. Kropka od dawna lgnie do Młodego, ale on zaczął to akceptować i czasem nawet łaskawie odwzajemniać, by chwilę później kategorycznie stwierdzić, że „juz wystarcy” i że on „nie lubi jak go Kjopka całuje”.
To wszystko zmienia się powoli i w jakimś stopniu jest wynikiem naszej uważności, słów które wypowiadamy, i tych, od których się powstrzymujemy. To niepozorne, niewielkie, codzienne reakcje, które mają w sobie wielką moc.
Ten wpis jest częścią .. trylogii (nazwijmy szumnie), a pozostałe teksty na temat konfliktów między rodzeństwem znajdziecie tutaj:
RODZEŃSTWO. CZĘŚĆ 1. JAK POMÓC DZIECIOM BUDOWAĆ DOBRE RELACJE?
RODZEŃSTWO. CZĘŚĆ 2. BUDUJEMY BLISKOŚĆ, ZMNIEJSZAMY ANTAGONIZMY.
RODZEŃSTWO. CZĘŚĆ 3. JAK PORADZIĆ SOBIE Z AGRESJĄ MIĘDZY DZIEĆMI?
Porównanie do młodszej Wiktori powaliło mnie na kolana :D
Nie zdawałam sobie sprawy, że tak ciężko zbudować pozytywne relacje u rodzeństwa gdzie jest nie duża roznica wieku.
Ja wiem, że nie jest łatwo. Z autopsji :)
Dlatego podchodzę do sprawy bardzo poważnie!
Bardzo jestem ciekawa kolejnych postów na ten temat, bo temat, hmhmm, jest mi bliski:D
U nas różnicy dwa lata (bez trzech tygodni), i początkowo była wielka miłość( i wielkie emocje). Bunt przyszedł dopiero po jakimś czasie, być może się zorientował, że to juz na zawsze;)
Teraz jest różnie. Trochę się leją, trochę bawią razem, czasem przytulają, całują, czasem jest taka sztama o której piszesz, szalenie mi się to podoba. Idziemy do przodu, staram się ograniczać interwencje do minimum, nie robić różnic i kochać każde najmocniej na świecie
Staram się robić dokładnie to samo. Ale jak wiesz nie zawsze jest to łatwe :)
Na dniach pojawi się nasza druga còra, różnica również 20 miesięcy,więc wpis wymarzony:) będę śledzić dalej a zaglądać do Was bardzo lubię:) pozdrawiam
A, to bardzo się cieszę i trzymam kciuki! Polecam stare wpisy, luty 2014 i późniejsze – poporodowe. Tak poglądowo :)
Ciesze się, że udało mi się przeczytać ten post. U nas jest całkiem podobna sytuacja jak wiesz :) Gabi jest starsza od brata o 25 miesięcy. Zaczynamy budować więź dzieciaków i czekam na dalsze wpisy. Bardzo ciekawe. Buźka
Też cały czas się nad tym zastanawiam. Miałam chęć nawet zasięgnąć porady z podręcznika „Psychologia Dziecka” /Marshall M. Haith , Scott A. Miller , Ross Vasta/, ale chyba zdam się na szósty zmysł matki, który wierzę, że my-matki posiadamy;) Póki co u nas nie ma scen bitew, a to dzięki bajce Dr Dosia – odcinek „Bronto ku-ku”. Duży dinozaur wpada podczas zabawy niechcący na małe zabawki i Dr Dosia tłumaczy, że musi uważać, bo jest duuuży i może zrobić krzywdę mniejszym zabawkom. Jakoś tak to przemówiło do małej główki, że hasło „nie badź jak Brontek” potrafi zdziałać cuda. Również hasło z bajki „pluszakuj się” czyli „nie ruszaj się” też działa na Córę jak magiczne zaklęcie zamiast monologu na temat tego, że dzidzia śpi i rośnie i nie należy krzyczeć. Teraz jeszcze oglądamy bajeczkę o Franklinie: „Franklin i dzidziuś” oraz „Franklin i młodsza siostra”. Miś – kolega Franklina żali się, że jego mama nie ma już dla niego czasu i od kiedy jest dzidziuś wszystko miś robi źle. Rodzice tłumaczą misiowi, że kiedy był mały też potrzebował troskliwej opieki i miś się rozpogodził:) W ten sposób jedną Córę mam już wyedukowaną. Co nie znaczy, że nie słyszę co jakiś czas „Mamo zabierz dzidzie, ona mi przeszkadza”. Wtedy zabieramy klocki czy książeczkę z podłogi na wysoki stół dokąd dzidzia nie dosięga i proszę Córę o wyrozumiałość, bo dzidzia nie jest złośliwa tylko ciekawa i Ty też taka byłaś jak byłaś malutka.” Co jakiś czas zaglądamy do albumu kiedy Córka też była taka malutka i fakt, że Tatuś i inni członkowie rodziny czule się nią opiekowali maluje uśmiech na jej buźce. Chociaż to też kwestia charakteru, u mnie starsza ustępuje, a młodsza jest uparta i jest równowaga w przyrodzie:D
Ciekawe pomysły, muszę sobie zapisać te bajeczki, z pewnością się u nas przydadzą.
Zmysł zmysłem, czasem po prostu brakuje refleksji i powtarzamy te same błędne schematy i teksty, które powtarzali nasi rodzice.
Ja czasem zwracam uwagę, gdy ktoś mi się przesadnie zachwyca nad Kropką w obecności Młodego. On też jest małym dzieckiem i może się czuć urażony i pominięty.
Ależ ładny ten Gdańsk w Twoim obiektywie. Oglądam większość tych miejsc niemal codziennie, ale poza autem Billy’s to wszystkie takie szare. U mnie różnica 34m-ce i młodszy od urodzenia obrywa bardziej lub mniej czule, ale jest bardzo pogodny i bardzo się garnie do starszego i czasem się nawet do słit-foci położą obok, ale interakcje są trudne a wspólnych zabaw nie ma. Bywają zabawy obok, a na ogół jest zabawa w zabieranie młodszemu tego,czym się akurat zajął. Bardzo długo starszy czuł się jedynakiem mimo brata, bo chodził do dziadków,którzy mu takie poczucie dawali.
Ja byłam starsza w rodzeństwie ;)
A mimo to wiele sytuacji, których strasznie nie lubiłam jako dzieciak nie potrafię tak od razu przełożyć na co INNE w stosunku do swojego starszego dziecka…brak jakiegos trybika przerzucającego mnie automatycznie by nie powielać tego, czego sama nie akceptowałam…
I kochany Gdańsk…
Pozdrawiam!