W ostatnim wpisie na temat rodzeństwa pojawił się zarys naszych sposobów radzenia sobie z dziecięcymi emocjami i wspierania przyjaźni, która w bólach rodzi się między Stworami. Dzisiaj będzie trochę więcej konkretów.
Większość z nich to nie jakieś moje autorskie rozmyślania, tylko mądre rady zaczerpnięte z książki „Rodzeństwo bez rywalizacji” Adele Faber i Elaine Mazlish poddane domowym eksperymentom (cytaty również pochodzą z tej książki). Niektóre wydają się tak oczywiste i intuicyjne, że aż dziwnie o nich pisać, ale wiem doskonale, że jednak warto. Wszak nie wszyscy są mistrzami intuicji.
W ostatnim wpisie poruszyłam temat głębokich niszczących emocji, targających 2-3 letnim chłopcem w związku z pojawieniem się w domu małej siostrzyczki. Zaczniemy właśnie od tego.
Rada: zaakceptuj uczucia dziecka – te dobre i te złe.
Gdy nagle pojawiły się te wszystkie złe emocje chciałam je ignorować, taktownie zmieniać temat, prosić by tak nie mówił, ale one wracały codziennie, wiele razy dziennie. Było to przerażające i kłopotliwe. Jeśli w głowie dziecka dzieją się rzeczy, nawet naprawdę straszne, to dobrze, by miały ujście.
Nawet jeśli nie czujemy się z tym komfortowo, bo niekoniecznie są to rzeczy, które chcemy usłyszeć, zdecydowanie lepiej, by dziecko poradziło sobie z nimi wypowiadając je przed zaufaną osobą i czując mimo wszystko akceptację.
Zaczęłam więc wysłuchiwać jego opowieści i reagować: „Słyszę, to co powiedziałeś. Nie podoba mi się, gdy tak mówisz o siostrze. Jest mi trochę przykro, ale rozumiem, że właśnie tak się czujesz. Wiem, że czasem jest ci ciężko, bo poświęcamy jej tak dużo czasu. Masz prawo być zdenerwowany.” Albo: „Wiem, że ona bywa denerwująca. Zwłaszcza gdy tak płacze. Ale pomyśl, czasem gdy sobie leży i się uśmiecha do Ciebie, albo podaje Ci zabawkę, to jest całkiem miła, prawda? Czasem jej bardzo nie lubisz, ale może czasem.. ją chociaż trochę kochasz?”
I wiecie co, ten tekst chwycił! Trochę to trwało, ale okazało się, że mówienie o emocjach daje niesamowite efekty. Dziecko nagle uspokaja się, wycisza i słucha rodzica. Bo ten rodzic potrafi wszystko wyrazić słowami! Nagle można poczuć, że ktoś mnie rozumie i mówi dokładnie to, co myślę! Młodemu bardzo spodobał się tekst, że prawie kocha siostrę. Powtarzał cały czas, że siostra go denerwuje, ale zdarza się, że ją „pjawie kocha” albo „tjoszkę kocha”. To już było bardzo dużo, olbrzymi pierwszy krok w ich wzajemnych relacjach.
Niemniej ważne było przyznanie dziecku, że ma prawo do całego spektrum uczuć – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Że to w porządku odczuwać i jedne i drugie w stosunku do tej samej osoby. Miałam wrażenie, że maluch odczuł obrzymią ulgę, gdy to przyznałam.
I jeszcze cytat z książki (s. 61).
„Wydawało się to zagadkowym paradoksem: zmuszanie dzieci do dobrych uczuć rozbudza złe uczucia. Pozwalanie dzieciom na ujawnienie złych uczuć prowadzi do rozbudzenia dobrych uczuć. Okrężna droga do harmonii w rodzeństwie. A jednak – najprostsza.”
Rada: nie porównuj dzieci – zamiast kreować rywalizację wspieraj ich we współpracowaniu.
Pamiętam te idiotyczne teksty z dzieciństwa, które padały z zaskakującą regularnością, czy to w szkole, czy w domu, czy na imieninach u cioci. Stałe porównywanie rodzeństwa. Wyglądu, poziomu grzeczności, wzrostu, temperamentu, inteligencji. W domu dodatkowo wzbogacone o treści motywujące w stylu: „dlaczego nie możesz uczyć się jak twoja siostra?”, „Twoja siostra to potrafi się fajnie ubrać, spójrz na siebie, czemu też o siebie nie zadbasz?”.
Niby wszyscy wiemy, że dzieci porównywać nie wolno, ale są sytuacje, w których wyjątkowo ciężko się powstrzymać. Wydaje się nam, że pokazując dziecku pozytywny przykład dodamy mu motywacji, wskażemy dobrą drogę działania.
Tymczasem porównując dajemy – zupełnie niechcący – dzieciom wyraźny sygnał: ktoś jest gorszy, a ktoś jest lepszy. Tworzy się antagonizm, a z niego zaczyna wypływać dziecięca niechęć, agresja, a także apatia. „Jeśli nie mogę być najlepszym z najlepszych, to będę najgorszym z najgorszych” (s. 68) – rozpaczliwie myśli mały człowiek i zaczyna rozrabiać jeszcze bardziej.
By wyobrazić sobie złe emocje, które wytwarza porównywanie warto przenieść sytuację na grunt zawodowy.
Wyobraźcie sobie, że szef zwraca Wam uwagę i ma zastrzeżenia do Waszej pracy. W prywatnej rozmowie spokojnie tłumaczy (załóżmy, że są tacy szefowie) co powinniście zmienić w nastawieniu, motywuje, podpowiada sposoby usprawnienia działań. A teraz wyobraźcie sobie tę samą sytuację na sali, przy wszystkich, przy biurku, gdy szef pokazuje Wam jakąś uroczą panią Anię i mówi – „czemu nie może pani pracować tak jak ona? Zawsze na czas, skrupulatna, nie popełnia błędów, świetnie sobie radzi z obowiązkami. Proszę wziąć przykład z koleżanki!”
Czy to jest motywujące? Czy pomaga nam w tym, o co przecież chodzi: w usprawnieniu pracy, w poradzeniu sobie z obowiązkami? Czy raczej powoduje chęć rzucenia popularnym przekleństwem, sławiącym najstarszy zawód świata i opuszczenia miejsca pracy? Jak się czują osoby porównywane? Jedna czuje się gorsza, a druga.. zapewne zakłopotana. Obie strony z pewnością czują się źle, rodzi się coś w rodzaju wrogości, wkurzenia na szefa i lepszą koleżankę.
Serwując naszym dzieciom porównania wcale ich nie motywujemy – wprowadzamy kłopotliwe antagonizmy do ich życia, komplikujemy ich wzajemne stosunki. Komplikujemy też naszą relację z dzieckiem, bo ono będzie się czuło potraktowane niesprawiedliwie.
Co w takim razie robić? Dzieci rozrabiają przez cały czas, w jakiś sposób musimy się przecież do nich zwracać! Warto postawić na neutralne teksty i powstrzymać się od porównań. „Zauważyłam, że nie sprzątasz po sobie ubrań. Proszę byś o tym pamiętał” – (tu: ugryźć się w język i nie dopowiedzieć „twój brat to zawsze pamięta”).
Sformuowania pozbawione porównań działają konstruktywnie, a te z porównaniami to czysta destrukcja. Zadziwiające, że dwadzieścia – trzydzieści lat później ludzie wciąż pamiętają niesprawiedliwą ocenę rodziców – od kogoś wymagano dużo więcej niż od rodzeństwa, ktoś popadł w marazm życiowy, bo był ukochanym pupilkiem, któremu wszystko było wolno, ktoś inny całe dorosłe życie musiał leczyć kompleks niższości, bo rodzice wpajali mu, że jest gorszy niż rodzeństwo. Nie dawajmy naszym dzieciom takich doświadczeń i wspomnień!
W trzeciej – i ostatniej – części wpisu przeniesiemy się na front walk i wyobrazimy sobie jak to jest tkwić w okopach, pod obstrzałem z obu stron. Porównanie o młocie i kowadle też jest całkiem na miejcu. Słowem – przeniesiemy się do zwykłej, domowej codzienności, gdzie dwójka dzieci bawi się ze sobą i na zmianę maltretuje się wzajemnie. Jak sobie radzić z ich agresją? Już niedługo na blogu.
Stay tuned:)
Na zdjęciach swoiste memento: ostatnie dni upałów, gdy życie kręciło się wokół wentylatora..
Ten wpis jest częścią .. trylogii (nazwijmy szumnie), a pozostałe teksty na temat konfliktów między rodzeństwem znajdziecie tutaj:
RODZEŃSTWO. CZĘŚĆ 1. JAK POMÓC DZIECIOM BUDOWAĆ DOBRE RELACJE?
RODZEŃSTWO. CZĘŚĆ 2. BUDUJEMY BLISKOŚĆ, ZMNIEJSZAMY ANTAGONIZMY.
RODZEŃSTWO. CZĘŚĆ 3. JAK PORADZIĆ SOBIE Z AGRESJĄ MIĘDZY DZIEĆMI?
Dawno mnie tu u Ciebie nie było Agatko…
Bardzo mądry wpis. Bardzo :)
Z dzieciństwa pamiętam te wszystkie porównania…nie tylko do rodzeństwa, ale i kuzynostwa…wrrr
Kropka i Młody …wow…jak ten czas leci!
O rety, miło Cię widzieć:)
Faktycznie, czas leci.
Buziaki wielkie :*
Nie porównuj dzieci! To zdanie powinno znać każdy rodzi. Tyczy się to nie tylko rodzeństwa, ale również kolegów i koleżanek ze szkoły/przedszkola…
Czekam z niecierpliwością na tą trzecią część, bardzo u nas w domu na czasie agresja starszego wobec siostry.
U nas też się zdarza :)
Świetny wpis, i bardzo cenne rady!
Mnie potwornie irytuje nie tylko porównywanie, ale tez wkładanie w szufladki, że synek to ten spokojny wrażliwy i humorzasty (z podtekstem, nie poradzi sobie w dzisiejszym świecie), a córa urwisowata, urocza i wesoła (z pewnym sukcesem życiowym). Niesamowite, jak ludzie ignorują to, że dzieci słyszą i rozumieją co się o nich mówi, i wchodzą w te role na zasadzie samospełniającej się przepowiedni… Pewnie wynika to (szufladkowanie) z jakiejś potrzeby upraszczania i schematyzowania sobie świata, to jest w jakims sensie naturalne, ale kurde, jest mowa o żywych, właśnie kształtujących się osobowościach…
Masz rację. W ogóle to irytuje mnie mówienie przy dzieciach o dzieciach tak jakby ich tam wcale nie było. Zwyczajny brak szacunku!
Co do szufladkowania to najbardziej śmieszyło mnie gdy ktoś już na etapie niemowlaka w wózku oceniał, że mam grzeczne/żywiołowe/marudne dziecko – po dziesięciu sekundach oględzin. Później ten ktoś wracał do swoich zajęć, a ja mogłam przez kolejne 24 godziny oglądać pełne spektrum grzecznego i żywiołowego i czasem również marudnego dziecka :)
Pochłonęłam tekst mimo, że nas nie dotyczy. Ale doskonale pamiętam, gdy w czasach szkolnych zdarzały się porównania do koleżanek z klasy (zwykle po klasówkach z matmy i w kwestiach zachowania:)). Niesamowicie demotywująco to na mnie działało i z pewnością miało tam jakiś wpływ. Nie porównywanie mojego dziecka do innych jest moją złotą macierzyńską zasadą :)
Świetna jest cała ta seria. Uwielbiam, mimo braku rodzeństwa i swojego i swojego dziecka.