Strona główna » Nie czyta(ła)m poradników

Nie czyta(ła)m poradników

Nie jestem typem czytającym poradniki. Będąc w ciąży nie dumałam nad stworzeniem własnej filozofii wychowawczej i żywieniowej, opartej na piętnastu różnych teoriach wysnutych przez znawców tematu. Nie planowałam też czy będę karmić naturalnie czy sztucznie, nie rozmyślałam nad przewagami cesarki lub porodu naturalnego, nie zastanawiałam się czy powinnam być zwolenniczką czy przeciwniczką znieczulenia okołooponowego. Stwierdziliśmy z mężem, że co będzie to będzie, że lepiej nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość, bo potem można się srogo rozczarować, gdy coś pójdzie nie po naszej myśli.

Garść przykładów. Położna ze szkoły rodzenia opowiadała o super-hiper-eko-ortodoksyjnej parze, która decydowała się rodzić naturalnie i bez znieczulenia. Gdy zaczął się poród i niedoszła mama poczuła ten cholerny ból to zażądała natychmiast środków znieczulających, a mąż spojrzał na nią z naganą. “Ale kochanie, przecież mieliśmy rodzić bez tych świństw!” “Spie..laj!” – odparła małżonka – “to MNIE boli, a nie Ciebie!”.
W szpitalu poznałam dwie dziewczyny, które  przez całą ciążę marzyły o porodzie w immersji wodnej, jedna nawet biegała po porodówce w bikini w czasie pierwszej fazy. Niestety okazało się, że dziecko jest źle ułożone i nie pozwolili jej wejść do wanny, więc urodziła na fotelu, ubrana tylko w górę od bikini, obserwując jak z wanny wylewają wodę. Ta druga też nie urodziła w wymarzony sposób, bo akurat wanna nie była zdezynfekowana – obu młodym mamom trudno było ukryć olbrzymie rozczarowanie. Ja urodziłam Kropkę w wodzie, zdecydowałam się na to, gdy miałam już konkretne skurcze, bo mój lekarz prowadzący bardzo mnie namawiał. Stwierdziłam więc “Czemu nie? Zawsze to jakieś nowe doświadczenie”. Znieczulenia nie dostałam, bo nie było potrzebne, nie dlatego, że nie bolało – bolało i to bardzo! – po prostu za szybko poszło. Zamiast prosić o znieczulenie wolałam skoncentrować się na jak najszybszym wyproszeniu delikwentki z brzucha. Nie miałam bikini, więc rodziłam na golasa, pełen spontan. I wiecie co, bardzo się cieszę, że tak wyszło, bo zobaczyć to kropkowe spojrzenie spod wody, to coś bezcennego, i chyba tym fajniejszego, że nie było zaplanowane.
Pierwsze spojrzenie Kropki <3
Kolejny przykład to cesarskie cięcie: znam pary, które o cesarce myślą ze zgrozą, jak o jakiejś ostateczności, czy nieszczęściu, nie wiedzieć czemu, bo przecież najważniejsze jest, by dziecko urodziło się całe i zdrowe. Niby droga porodu jest kwestią drugorzędną, a jednak w naszej kulturze matka rodząca przez cesarskie cięcie jest często postrzegana jako bezczelny symulant idący na łatwiznę. Wiadomo – Święta Matka Polka musi najpierw poczuć ból, by później poczuć się matką, bez heroicznego poświęcenia, bez potu, krwi i łez się zwyczajnie nie da. Podobnie zresztą jest z postrzeganiem karmienia piersią/butelką (taaak, wiem: blogowy temat rzeka). Sama uwielbiam karmić naturalnie, nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Są to wspaniałe, intymne chwile z dzieckiem, a poza tym duża wygoda, bo posiłek zawsze noszę ze sobą, bezpieczny, smaczny w odpowiedniej temperaturze. Ale przed porodem (porodami) powiedzieliśmy sobie z mężem, że w miarę możliwości postaram się karmić piersią, a jak się nie uda to trudno. Natura jest pokrętna, dla jednych łaskawa, dla innych mniej – jedne matki tryskają mlekiem, inne przechodzą istne batalie o to, by obdarzyć maluchy własnym pokarmem. Okazało się, że należę do grupy szczęśliwych mam bezproblemowo karmiących piersią i bardzo się z tego cieszę. Po cichu myślę sobie (chociaż pewnie mnie za to zhejtujecie:), że być może przyszło mi to tak łatwo, bo nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań, nikt nie wywierał na mnie presji, nie straszył mlekiem modyfikowanym, a ja sama nie wkręciłam sobie do głowy, że jak się nie uda piersią to będzie tragedia. Przecież nasza psychika odgrywa całkiem istotną rolę w tych kwestiach. Zresztą Kropka czasem dostaje mm, gdy nie ma mnie w domu, przyznaję, że egoistycznie nie odciągam mleka, bo tego nie lubię. I wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.
Wydaje mi się, że podejście na luzie – zarówno do ciąży, do porodów, jak i do samych dzieci – ma bardzo pozytywne skutki dla całej rodziny. W erze przeddzieciowej nie miałam żadnego doświadczenia w obsłudze maluchów, a Młody był pierwszym niemowlakiem, jakiego kiedykolwiek trzymałam na rękach. Pamiętam, że gdy się urodził to wśród wielu gratulacji, jakie dostałam od znajomych najbardziej zapadł mi w pamięć jeden sms od przyjaciółki. Napisała, że zapewne czuję się bardzo niezręcznie i niepewnie w nowej roli, ale że najważniejsza rzecz, o której muszę teraz pamiętać, to obdarzenie malucha dużą dawką miłości i czułości.. bo reszta w końcu sama przyjdzie. Prosta, wręcz banalna myśl! I ta myśl przyświeca mi przez kolejny już rok macierzyństwa, wzięłam ją sobie bardzo do serca, przytulałam i całowałam każde z moich dzieci od urodzenia, i to tak często i obficie, że moja własna matka zwróciła mi uwagę, że chyba nie powinno się tak intensywnie głaskać noworodka (a było to w drugiej dobie życia Młodego:). Dalej myślę, że ta rada ma głęboki sens, to jakby apel do młodej mamy, by zaufała sobie, swojej intuicji i emocjom, by dała dziecku dużo ciepła, przytulasków, serdeczności i zrozumienia. Zyskanie pewności siebie i spokoju wewnętrznego, zaufanie sobie w nowej roli dużo daje, bo dziecko wyczuwa nasze emocje, a jak powszechnie wiadomo zrelaksowana mama to zrelaksowane niemowlę. Teraz wiem, że te przemyślenia podchodzą pod tak zwane “Rodzicielstwo Bliskości” – ale wtedy blogów nie czytałam, toteż nie wiedziałam, że coś takiego w ogóle istnieje. Swoją drogą co za czasy, że teoria sławiąca przytulanie, empatię i bycie blisko z dzieckiem jest uważana za objawienie. Kurde.. jak inaczej wychować dziecko – bez empatii? Bez przytulania? Seriously?
Reasumując – podejmowanie decyzji “na sucho”, z wyprzedzeniem zawsze niesie ze sobą ryzyko, że nasze wydumane idee i pomysły zwyczajnie nie będą przystawały do rzeczywistości, do sytuacji w jakiej się znajdziemy. Lepiej więc dać na luz, nie planować zbyt odległej przyszłości, nie wertować góry podręczników, nie zamartwiać na zapas, bo jeśli  nasze dziecko rośnie, jest radosne i się wysypia, to najprawdopodobniej nie mamy powodów do niepokoju.
Przynajmniej do pewnego czasu, bo o ile niemowlę jest zazwyczaj słodkim stworzeniem, które z ufnością przyjmuje na klatę wszystkie nasze dziwactwa, to potem zaczynają się schody. Taki dwulatek stanowi twór o niezwykle skomplikowanej strukturze psychicznej, twór ciężki do ogarnięcia prostym matczynym umysłem. Dlatego też od niedawna postanowiłam jednak.. czytać poradniki. Czytać na temat rozwoju dzieci, dowiadywać się jak prawidłowo postępować w konkretnych przypadkach, w których moja intuicja i wyluzowanie nie dają już rady. W obliczu totalnego buntu i niechęci współpracy podmiotu wychowywanego fajnie jest jednak zasięgnąć porady kogoś mądrzejszego, a – jak już kiedyś pisałam – chciałabym uniknąć rozwiązań siłowych oraz wrzasków i gróźb. Wierzę, że się da. A jeśli znacie jakieś ciekawe lektury dotyczące tego, jak postępować z małymi terrorystami, to dajcie znać w komentarzach (tylko błagam, nie Tracy Hogg).
Ja z kolei wkrótce przedstawię Wam wybrane porady z mojego książkowego repertuaru, prosto z Paryża. Z pewnością już wiecie, że chodzi o metody wychowawcze Pameli Druckerman, w końcu cały blogowy świat te książki recenzował, ale ja zamiast recenzji chciałabym zamieścić opis francuskich metod w pigułce, choćby dla siebie, by nie zapomnieć jakie to proste wychowywać kulturalne i uspołecznione dziecko. A więc stay tuned:).
Kawa/książka/wspomagacz i pisanie bloga. Stan sprzed 15 minut.
Pozdrawiam,
Ruby Soho

31 comments

  1. Ola Fefkunia says:

    Ja czytałam poradniki, ale na nic mi się zdały. Ja należę do mamy, które chciały rodzić naturalnie. Od połowy ciąży wiedziałam, że to będzie nie możliwe. Musiałam pogodzić się z cesarką. Uważam, że mamy po cc mają gorzej. Mnie najbardziej wykończyły bardzo częste skurcze, a później ból po cc. Podczas gdy inne Panie po porodzie naturalnym biegały po salach ja leżałam jak długa nie mając siły machnąć ręką…

    • Ruby Soho says:

      To prawda, cc to tylko pozornie łatwiejsze “wyjście”. Leżałam na sali z dziewczynami po cesarce i nie zazdroszczę, naturalny poród jest jednak “naturalny”, więc szybciej się dochodzi do siebie.. no chyba że ktoś ma mega ciężki poród.. wówczas cesarka zdecydowanie lepsza! A prawda jest taka.. że bólu się nie uniknie tak czy siak. Taki nasz kobiecy los:)

    • Meg says:

      Ja miałam bardzo długi i męczący poród. Wykonano na mnie wszelkie “przyspieszające” zabiegi, które oczywiście nie pomogły, dostawałam na zmianę oksytocynę i rozkurczową nospę, miałam znieczulenie. Skończyło się na cc. Potem już tylko krwotok całą noc i niedziałające nerki. Jestem Matką Polką czy nie? :) Cholerny ból w trakcie i chyba jeszcze gorszy po, i chyba jestem wariatką, bo kolejne też chcę rodzić naturalnie.

      Jedyne co planowałam w związku z moją Myszą to naturalne wypchnięcie i brak znieczulenia, a tu psikus :) Poradników nie czytałam i nie czytam, poza T.Hogg :P

      Masz rację – nie ma co planować, bo rzadko zdarza się tak, że wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami.

    • Ruby Soho says:

      Noo, to zdecydowanie jesteś Matką Polką!! I to do kwadratu, bo nacierpiałaś się i w trakcie porodu i po.

      No i co Ci będę pisać..sama wiesz jak to bywa z planowaniem :)

    • Meg says:

      Ufff! To dobrze, że jestem, bo jak mówię, że miałam cc i karmiłam piersią tylko miesiąc, to widzę ogień piekielny w oczach innych kobiet. Nie wdaję się w szczegóły porodowe i karmieniowe, bo nawet mi się już nie chce, ale miny innych Matek Polek bezcenne :)

  2. kejt says:

    To całkiem fajne: http://www.empik.com/jak-mowic-zeby-dzieci-nas-sluchaly-jak-sluchac-zeby-dzieci-do-nas-mowily-faber-adele-mazlish-elaine,p1066658246,ksiazka-p?gclid=CIOirpWLoMACFSLnwgodjRgAGg

    Fajna z Ciebie babka. Ze wszystkim się zgadzam po całości. Podejście miałam podobne z wyjątkiem idealistycznej wizji mnie-matki z dzieciątkiem u piersi, którą snułam niemalże od poczęcia. Ja nie planowałam, ja po prostu tak strasznie chciałam i czkawką mi się odbiło to chcenie. No, ale jakoś się wszystko ułożyło na szczęście.

  3. tynka says:

    takie podejście powinno być w każdej dziedzinie życia…żyje się łatwiej…
    Intuicja DOBRA rzecz jaką zostaliśmy obdarzeni :)
    a fotka Kropki…coś pięknego!
    ja przy mojej Zośce się stresowałam, jedna i druga Mama nie omieszkały w przekazywaniu bezcennych rad…przy Antku zgoła inaczej, bo nie PRZEJMOWAŁAM się gadaniem innych (chociaż w moim wydaniu to trudne)…udało się to, co przy Zosi się nie udawało…chociażby znacznie dłuższe i BEZPROBLEMOWE karmienie piersią…ale ze spaniem było inaczej ;) Zosia do ok 4miesiąca zasypiała na mnie, albo na Mężu (NA NAS :) tak tak…mamusie nam dawały rady jak to trudno będzie z przyzwyczajeniem jej do samodzielnego spania i że spadnie nam w nocy z łóżka i takie tam…SAMA wiesz jaki czujny sen się ma ;) nic się nikomu nie stało ;p a Zosia bezproblemowo przeniosła się do swojego łóżeczka) Antoś przytulak straszny, ale zasypiał od początku w swoim łóżeczku albo czasami po karmieniu przy mnie…ech KIEDY TO BYŁO??
    Pozdrawiam i czekam na porady w pigułce :)
    Na inne brak czasu, więc tylko intuicja zostaje ;) haha

    • Ruby Soho says:

      Takie gadanie, że się przywyczai, a potem trudno będzie oduczyć. Mnie bardziej martwi, że się kiedyś jedno z drugim oduczy przytulania i już nie będzie chcieć się tulić do mamy, bo to obciach w pewnym wieku.

  4. bunio says:

    Jestem tą matką, która marzyła (będąc w ciąży) o skurczach i idealnym porodzie w wodzie. Natura wybrała inaczej, dziecko urodziło się przez cc, którego bałam się panicznie. Bunio dzięki temu urodził się zdrowy. Niemniej jak sobie wyobrażałam cc, tak było – czyli koszmar. I choć wiele matek przeszło taki poród całkiem bezproblemowo, wydaje mi się, że wiele zależy od podejścia. Z perspektywy czasu stwierdzam, że to wszystko co sobie w głowie wyobrażałam było tak po prostu banalnie…głupie. W końcu skutek został osiągnięty i w tamtym momencie było mi wszystko jedno, czy urodzę subtelnie przy kichnięciu w wodzie o temperaturze przyjemnie łechczącej me ciało, czy krzycząc głośne “kurwa!” przy wkłuciu igły ze znieczuleniem w kręgosłup, siedząc naga na stole operacyjnym (swoją drogą opcja druga, jak najbardziej z z życia wzięte). A wracając do tematu Twego postu, nie czytam poradników bo wg większości moje dziecko jest albo opóźnione bo czegoś jeszcze nie robi, albo nienormalne i “wymaga konsultacji lekarskiej” bo coś potrafi za wcześnie.
    Od kiedy trochę pewniej czuję się ze świadomością bycia matką robię wszystko intuicyjnie i chyba ta metoda się sprawdza. A przynajmniej chcę wierzyć, że przyszłość mi pokaże, iż miałam rację :)
    btw…Kropka w wodzie…o jejciu, boska!

    • Ruby Soho says:

      O rety, słowo na “ku..” debiutuje na blogu :))) Dzieci nie czytajcie :))
      A tak na poważnie – czasem warto wyluzować i poczekać co życie przyniesie.. wiadomo, że każde dziecko rozwija się inaczej, więc nie ma co dopatrywać się w nim oznak geniuszu bądź opóźnienia, przez to że w danym tygodniu życia np.jeszcze nie gaworzy :) Kropka właśnie zaczęła raczkować – czy już mogę zakładać, że za parę (naście) lat odbierze Nobla?

  5. ona_onas says:

    Ja powiem jedno. Podziwiam matki, które same dobrowolnie decydują się na poród naturalny bez znieczulenia. Ja myśląc o swoim porodzie byłam pewna, że jeżeli wytrzymam to rezygnuję ze znieczulenia – bałam się tego zwyczajnie bo jestem uczulona na różne leki itd… Chciałam mieć cc ale lekarz nic o tym nie wspominał a ja wstydziłam się trochę o to pytać i … wiadomo jak to jest dzisiaj z lekarzami. Wyszło tak że poród był naturalny. Bolało … – nie chcę użyć brzydkich słów. Myślałam,że nie dam rady i umrę z bólu. Gryzłam męża. Tak się darłam, że rano nie mogłam mówić i jestem pewna, że dziewczyny które leżały po terminie obok sali porodowej nie spały całą noc. Chciałam znieczulenie ale już nie mogłam dostać bo było za późno. Teraz już nie ma czego żałować ale nigdy już nie będę rodzić naturalnie i tu nie chodzi o ból przy porodzie. Byłam cięta, miałam pęknięcie szyjki. Byłam szyta warstwowo. Mała urodziła się z ręką przy głowie. Po porodzie przez ponad miesiąc nie siedziałam na tyłku. To był dramat!!

  6. radoSHE says:

    Wpis warty rozpowszechnienia:) Naprawdę! Że się odniosę do tego RB. Też myślałam, że bycie blisko z dzieckiem, to coś tak zupełnie naturalnego i najwłaściwszego, że jaki ma sens podciąganie tego pod jakąś konkretną metodę wychowawczą. A później trochę wgłębiłam się w teorię i kurde no, dało mi to tak ogromną dawkę zrozumienia i cierpliwości, na którą nie wiem czy zdobyłabym się wcześniej. Dalej jestem tą samą, zmęczoną i wkurzoną po nieprzespanej nocy matką, ale potrafię spojrzeć na dziecko dużo przychylniej;) A to z kolei nie rodzi niepotrzebnych frustracji, tak częstych w początkach macierzyństwa. A co do porodu…kurczę to musiało być niezwykle, naprawdę Ci zazdroszczę, że przeżyłaś tak cudowne doświadczenie:) Ja z tych symulantek co to wybrała łatwą i przyjemną drogę cc, hehe:) Uwielbiam te opinie. Buźka!

  7. Pola says:

    Madra z Ciebie babka, Ruby:)

    co do poradnikow… moze juz znasz, bo to klasyk – “Jak mowic, zeby dzieci nas sluchaly, jak sluchac, zeby dzieci do nas mowily”. Dostalam te ksiazke od mojej mamy pedagoga, i podoba mi sie podejscie. Nazywanie emocji dziala.

    pozdrawiam cieplo

  8. Zuzi Clowes says:

    Mój komentarz, gdybym pisała wszystko co mam do napisania, byłby długości tego posta, więc postaram się streścić, ale jak to ze mną, nigdy niczego nie można być pewnym:)

    Więc – też chciałam rodzić w wodzie i takie wizje snułam, ale wiedziałam, że może być różnie i liczyłam się z tym. O tym, że nie mogę rodzić w wodzie powiedziano mi kiedy miałam rozwarcie na 5 cm (a wiedzieli o tym dużo wcześniej), kryzys siódmego centymetra (tak, na piątym centymetrze), i Towarzysza Męża mówiącego mi że ‘następnym razem się uda’ – wrrrr. Przyjęłam to na klatę ale, załamki nie było, i cieszę się że udało się urodzić naturalnie, bez znieczulenia i dość szybko. Z karmieniem miałam identycznie, bez spiny (a teraz się spinam jak nie wiem żeby broń Boże Mill nie dostała MM – choć to zupełnie nieracjonalne i zdaję sobie z tego sprawę), i podejście też miałam takie w ciąży, że jak się uda to się uda, a nie to nie (i też myślę trochę że dlatego że się kompletnie nie nastawiałam się tak bezproblemowo udało). Jeśli chodzi o nieczytanie poradników – well, ja byłam tak nieogarnięta dziecięco że w połowie ciąży… założyłam bloga, żeby być :p Więc wiesz, ja Ci poradników nie polecę. Przeczytałam ‘Język niemowląt’ i ‘Pierwszy rok z życia dziecka’ i obie mnie lekko zdegustowały zamiast zachwycać. Jestem chyba też ostatnią osobą na świecie która nie czytała o niegrymaszących dzieciach w Paryżu, ale może się uda to zmienić niebawem. Daj znać co i jak z tymi poradnikami, a nóż i ja się podszkolę, bo póki co, podobnie jak Ty, najwyraźniej uprawiam intuicyjne rodzicielstwo bliskości, które zdaje się działać, bo Mill jest pogodną i słodką dziewczynką, mimo moich niedociągnięć poradniko-czytelniczych. Buzia!

  9. Zgadzam się w 100%…
    W ciąży tworzyłam sobie, swoje idealne życie po porodzie…
    Zadbane dziecko, , bezproblemowe karmienie tylko i włącznie piersią,wysprzątany dom, ja wymalowana w sukience, witająca męża wracającego z pracy, piękny dwudaniowy obiad na stole, kolacje przy świecach, czas na maseczki, paznokcie, książkę..
    I kiedy zderzyłam się z rzeczywistością było mi ciężko, śmiem nawet twierdzić, że przez pewien czas, miałam depresje…
    Czułam,że zawiodłam samą siebie…

    Teraz już wiem, że nie ma co podejmować decyzji z wyprzedzeniem, czy planować i zagładać z góry jak MUSI wyglądać nasze życie…
    Teraz żyję chwilą i staram się nie obwiniać za codzienne niepowodzenia. ;)

    ps. Zdjęcie Kropki- bezcenne. <3

    • Ruby Soho says:

      Nooo, powiem Ci, że wyśrubowane miałaś te oczekiwania! Ja nie liczyłam nawet na połowę z tego (makijaż i codzienne 2 dania – w ciąży też tego nie było;) i przygotowywałam się na to, że jak urodzę to nie będzie lekko, i że czasu będę mieć dużo mniej.. ale rzeczywistość i tak mnie zaskoczyła! Nie spodziewałam się na przykład jak wielkim wrogiem człowieka może być zwyczajny, niepozorny brak snu, zwłaszcza gdy młodociani maltretują od rana.

  10. Eh, ja nie rozumiem jak można chcieć rodzic naturalnie. Przy wszystkich post-cesarskich rewelacjach nadal nie wyobrażam sobie zwykłego porodu. Wiem, ze to bliskość, transcendencja i inne cuda, ale dla mnie poród to cos co ewolucja powinna dla przyzwoitości wyeliminować. Dlatego tym bardziej podziwiam wszystkie rodzące naturalnie! Sama miałam planowany wodny, no ale, ze jakaś inna blogerka mi urodziła w mojej sali ciut wcześniej to dbając o oryginalność blogosfery przeniosłam sie z interesem na blok operacyjny ;)

    A poradniki, cos. Jak to z teoria bywa- często nie ma dobrych metod aplikacyjnych. No jak ja mam wychować dziecko wg paryskich standardów skoro socjalne Polsce jaki jest każdy widzi i kultura tez nieco inna

  11. Tissana says:

    Ja chciałam cesarkę, bo bałam się naturalnego. U mnie w szpitalu nie dają znieczulenia.
    A wyszło tak, że rozwarcie postępowało, a skurczy brak, podali oksycotynę, o której wiele słyszałam i marzyłam, by jej nie mieć. Natura chciała inaczej.
    Po podaniu jej 1,5 godziny później urodziłam. Bóle były okropne, nei miałam siły, pojęcia nie miałam, że to boli aż tak, a po oksy boli o wiele bardziej – tak powiedziała położna, zresztą zapis skurczów pokazywał ich dużą siłę. Dla mnie to było najdłuższe 90 minut w życiu, ale wiesz? Nie myślałam wtedy w ogóle o znieczulenieu, zresztą i tak nie byłoby mowy nawet gdyby dawali, bo nie było kiedy. Mając rozwarcie na 10 nie miałam skurczy, wiec nie mogli i tak podać. Czasami człowiek inaczej sobie wszystko wyobraża i inaczej jest… :)

  12. Młoda Mamma says:

    ja czasami coś przeczytam ale i tak jestem tego zdania że będzie co ma być . Moja koleżanka naczytała się o porodach naturalnych a w szpitalu nagle były pewne komplikacje i musieli jej cesarkę zrobić także nie ma na to reguły :) a pozatym czasami lepiej nie czytać niż przeczytać jakieś głupstwa i później się przejmować :)
    zapraszam również do siebie :) http://mlodamamma.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.