Korzystając z krótkotrwałego i niespodziewanego przypływu gotówki pojechaliśmy niedawno do IKEI. Cel był zasadniczo jeden: półki na zdjęcia RIBBA alias półki na dziecięce książeczki (pisałam o nich tutaj). Ale jak to zwykle bywa, a zwłaszcza w IKEI, na półeczkach się nie skończyło.
W kąciku przecen wypatrzyliśmy wspaniałe fotele ogrodowe na mega przecenie, a że brakowało nam takich do szczęścia w ogrodzie to zakupiliśmy cztery sztuki (z myślą, że może dziadkowie Młodego sfinansują i zaanektują dwa z nich do własnego użytku, przypływ gotówki nie był bowiem aż tak imponujący).
Fotele już się pysznią w ogrodzie, ale ja w sumie nie o tym dzisiaj chciałam pisać, wróćmy więc do IKEI, do momentu gdy przemierzaliśmy dział dziecięcy i wzięłam do ręki szmacianą lalkę wyglądającą jak mały czarny chłopczyk (lalka LEKKAMRAT). Gdy tylko Młody zobaczył niedużego kolegę uśmiechnął się szeroko i mocno przytulił go do siebie. Wydawał przy tym tak zachwycone dźwięki i był tak radosny, że nawet mój drogi Małż, być może sceptyczny dla idei kupowania lalki dla chłopca, zaproponował zabranie małego Bobby’ego Browna do domu. Bobby Brown – w skrócie „Bob” lub „Bobik” – mieszka więc z nami, a ja szykuję się na ataki zatroskanych o los mego dziecka ludzi pt.”Zrobisz z niego geja!”.
Na stronie IKEI można przeczytać taką oto informację obok tej laleczki: „Zabawka zachęca do odgrywania scenek; imitując zachowanie dorosłych dzieci rozwijają umiejętności społeczne i same wymyślają swoje role do odegrania”. Jak myślicie – czy takie społeczne zabawy powinny być zarezerwowane dla dziewczynek? A dla chłopca to tylko auta i parkingi? Dobra, nie mam zamiaru kupować mu Barbie, ani różowych bobasów przyodzianych w słitaśne koronki, ale Bobby moim zdaniem ma swój charakter i styl i daleki jest od klasycznej „dziewczyńskiej” lali.
Od niedawna obserwuję jak mój synek, tulący swojego kumpla Bobika i zjadający mu twarz, odsuwa go od siebie po chwili i przygląda mu się z uwagą. Po czym zaczyna serię pytań: „A to to?” pokazując na nos. „To jest nos Bobika” – odpowiada mama – „A to jest Twój nos” – mówi dalej pokazując na nos Młodego. Dalsze pytania dotyczą oczu, uszu i stópek. Młody nie może się nadziwić, że Bobik również to wszystko posiada, więc przytula go mocno raz jeszcze. I wiecie co, bardzo cieszę się, że kupiłam mu tą zabawkę, bo ucząc się o drugim małym człowieczku maluch odkrywa przy okazji sam siebie.
Z tymi zabawkami to mity starych babek. Młodemu kupiłam patelnię i warzywa uwielbia się bawić w gotowanie :)
Świetna ta lalka! :) Mój Maluch też się bawi zabawkami, teoretycznie przeznaczonymi dla dziewczynek. Uwielbia gotować na swojej kuchni.
Mój Maluch też ma lalę szmaciankę:) I również bardzo lubi zabawę garnkami itp.
Lalki są także dla chłopców, tak jak autka dla dziewczynek – to moje zdanie :) Mój synek ma lalę, takiego słodkiego bobasa i go uwielbia. I bawić się garnkami też lubi :)
Wiecie co, przeraża mnie trochę ten podział na zabawki dla chłopców i dziewczynek. Będąc kiedyś w wielkim sklepie z zabawkami za granicą odkryłam wielki różowy dział z kucykami pony, lalkami Barbie, głowami lalek do robienia make upu, były tam też różowe odkurzacze i żelazka, ba! Nawet szczotka do kibla tam była! Oczywiście domki dla lalek zarezerwowane dla dziewczynek, ewentualnie jedno różowe autko. Taki przekaz dla dziewczyn: nie myślcie, ale nauczcie się malować i sprzątać! Lata 50-te wracają chyba:)) Dla chłopców było sporo kreatywnych i rozwijających zabawek – mali naukowcy, odkrywcy, geografowie, gitarzyści, perkusiści oraz majsterkowicze. W kraju tym, którego nazwy nie wspomnę, kobiety były naprawdę mało inteligentne(wiadomo, że nie wszystkie, ale przerażająco duża część),a ich wiedza o świecie żenująco niska. Chłopcy – wychowani w tym samym przecież systemie edukacji prezentowali naprawdę przyzwoity poziom intelektualny. Być może podział na różowe garnki dla dziewcząt i kreatywne gadżety dla chłopców odegrał tutaj jakąś rolę..
Bardzo fajna lalka a fotele wyglądają na bardzo wygodne.
Ja, kupując zabawki moim dzieciom, patrzę przede wszystkim na to, czym się interesują. I nie przeszkadza mi, że Maja od jakiegoś czasu najchętniej bawi się autami.
Mój Kuba, jak był mniejszy, miał znowu etap na wózki dla lalek. I uważam, że nawet fajnie, bo skoro chcemy, żeby nasi partnerzy byli czuli, opiekuńczy itd, gdzieś muszą się tego wszystkiego nauczyć. A gdzie, jak nie w domu :)
Dokładnie tak! I gotować też się gdzieś muszą nauczyć! Ja np. jestem bardzo wdzięczna mojej Teściowej za zainteresowanie mojego męża kulinariami (we wczesnej młodości), dzięki temu w naszej kuchni panuje równouprawnienie, a w kwestii ciast, pizzy, pierogów i innych 'mącznych' specjałów mój mąż nie ma sobie równych:)
Fajny ten Bob. Nie przejmuj się zdaniem innych, ważne że synowi się podoba, i jak widać, kształci go ;)
Kalina zażyczyła sobie taką samą lalkę !:) Tyle, że ma do niej różowy wózek ;)