Wstałam wcześnie, wrzuciłam do torby aparat i okulary słoneczne. Nim dotarłam do wyjścia musiałam sforsować blokadę złożoną z dwójki małoletnich, egzemplarza “Kubusia Puchatka” i góry pluszaków. Przeczytałam rozdział książki (w którym Prosiaczek jest zewsząd otoczony wodą), przerywając co chwilę, by sprostać pytaniom Kropki (która wgramoliła mi się na kolana z kartonową lekturą o insektach), potem mogłam wycałować dzieciaki i ruszyć swoją drogą.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi poczułam się dziwnie lekka i beztroska. Niemal frunęłam na autobus, ciesząc się słońcem, pierwszymi pąkami na drzewach i tą porą roku, eksplodującą jak zawsze świeżością i entuzjazmem. Wiosna tradycyjnie sprawia, że mam jeszcze większą potrzebę wolności, autonomii jakiejś, czasu dla siebie. Dawniej to były wagary i picie wina na zamku, obecnie może to być na przykład wypad do Krakowa. Najlepiej z siostrą :). Pojechałyśmy na cały dzień, włóczyć się, podziwiać detale architektoniczne, niespiesznie pić kawę, robić zdjęcia, wygrzewać się nad Wisłą. Dacie wiarę, ze dopiero po 16 wyciągnęłam telefon, by zadzwonić do męża i zapytać jak mu idzie? Że wcale nie myślałam o tym co się dzieje w domu, zajęta wcielaniem się w nową – starą wersję siebie wolnej, nieobarczonej wózkami, torbą z pieluchami i niekapkiem?
Czuć w powietrzu, i widać po ludziach tę wiosnę! Nieśmiało zdejmują płaszcze, wygrzewają się w ogródkach, z radością pochłaniają lody śnieżki w wafelkach. Rozkładają koce na skwerze nad Wisłą. Nawet pierwszy wiosenny podryw i zaproszenie na browar nam się trafiło od – na oko – dużo młodszych jegomościów. Odmówiłyśmy uprzejmie, ale uśmiechy już zostały na naszych buziach do końca dnia. Gdy wróciłyśmy do domu było już grubo po zmroku. Mąż zdał relację z dnia, informując, że dzieciaki w zasadzie nie zwróciły uwagi na to, że mnie nie ma. Młody nawet nie zapytał gdzie mama jest i kiedy wróci. Był zbyt zajęty. Opatuliłam więc moje niegroźne, śpiące stado kołderkami i zabrałam się za przeglądanie zdjęć. Oto one:
Zazdroszczę Krakowa. Zazdroszczę bezdzietnego wypadu. Zazdroszczę podrywu na piwo.
Rany ja tylko zazdroszczę…
Oglądając zdjęcia czułam się jakbyś była na południu ale Europy :) Pięknie!
Ach te zdjęcia! Zatęskniłam za moim Krakowem, który lubię najbardziej właśnie wczesną wiosną. Jeszcze nie opanowany przez tłumy turystów, ale już wystarczająco obudzony i energetyczny. A o tym dniu bez pieluch i niekapków, już nie wspomnę. Zazdrość i tyle!
:) Też sobie zazdroszczę :)
Ach, więc do Krakowa była ta Twoja Samotna Wyprawa:)
Fajnie, że się udało i że wiosna dopisała
Super zdjęcia!
Nieee, samotna wyprawa była serio po ziemniaki :)
Ale dwa dni później udało się zorganizować wypad z siostrą do Krk.
A, że w międzyczasie jeszcze byłam z Radoshe na kawie, to już w ogóle czuję się mega odprężona po długim czasie w zamknięciu :)
Piękne zdjęcia – jak gdzieś jadę z moimi Córkami to skanuje teren jak robokop – schody po lewej, winda po prawej, jakiś miły Pan do pomocy w zniesieniu wózka na ławeczce – jestem tym mega zmęczona, więc Twoje zdjęcia uświadomiły mi, że oprócz poszukiwania płaskiego terenu dla przejazdu wózka i drugiego dziecka na biegaczu niewiele mam czasu na podziwianie architektonicznych krajobrazów. Może też się gdzieś wybiorę sama – nadal nie mogę sobie tego wyobrazić. W każde urodziny mojej Przyjaciółki życzę Jej żebyśmy się gdzieś wybrały i wypiły na ogródku Starego Rynku w Poznaniu zimne piwo – może tego roku się uda. Póki co zapisałam się na kurs szycia – 3x2h wolności!
Dlatego właśnie po prawie dwuletniej przygodzie z Katowicami musiałam wrócić do mojego Krakowa! Do widoku z Kopca Kraka, do mgły na ulicach Kazimierza, do ludzi jakby kolorowszych niż na Śląsku. Więc popieram takie wypady:) Gdzie jak nie do Krakowa?:)
Wrocław czeka:D
Przyjadę! Choćby nie wiem co, to przyjadę! :)