Zwyczajny wrześniowy poranek. Ja i trójka dzieci pałaszujemy śniadanie. To ten moment dnia, gdy ich mózgi pracują na najwyższych obrotach, a zwłaszcza u 7 letniego Młodego, który zawsze podczas przeżuwania ma milion refleksji nad światem i drugie tyle pytań.
Tym razem jego myśli błądzą wśród kontynentów. Nagle kategorycznym tonem stwierdza, że wcale nie jest ich siedem, tylko pięć. Nie zważając zupełnie na nasionka pomidora, ściekające prosto na świeżo założoną koszulkę, Młody przedstawia swoje argumenty: Europa i Azja to tak naprawdę “Eurazja”. Gdzieś tak wyczytał i zaraz stwierdził, że rzeczywiście – nie ma wyraźnej granicy, więc jest to jeden kontynent. A na przykład takie Ameryki to przecież jedna wielka wyspa, tylko w pewnym miejscu ma takie zwężenie.



Zaczynam więc tłumaczenie prostymi słowami, że Europa i Azja są od siebie tak bardzo różne, że trzeba było zrobić im jakąś umowną granicę geograficzną, za którą większość ludzi uznaje Ural. Opowiedziałam o Rosji – kraju leżącym na dwóch kontynentach. O tym, że jego europejska część naprawdę ma europejski charakter. I wreszcie o tym, co to oznacza “europejski charakter”. W opowieści trochę mi ułatwia całkiem spora wiedza ogólna moich (tych starszych) dzieci. Bo mogę odwołać się do czasów starożytnej Grecji i Rzymu, i europejskiej tradycji. Mogę opowiedzieć o Chinach, Indiach, Japonii.. i nie są to dla nich nowe zagadnienia. Mogę opowiedzieć o odmiennej kulturze, o różnicach w wyglądzie ludzi, o rasach.



Potem zaczynamy temat Ameryk. Opowiadam im (cały czas jedząc śniadanie) o takim chudziutkim kraju, który nazywa się Panama. O tym, że ten kraj jest tak chudy, że z jednej strony ma ocean, a zaraz po drugiej stronie kolejny! I że przez to, że jest tak chudy, zrobili mu przekopkę i te wszystkie statki, które się wcześniej łapały za głowę, że “O kurde, ale daleko trzeba tam płynąć na południe, a tam tak ziiiimno, i tyle mil morskich, żeby ominąć Amerykę Południową”.. że teraz te statki mogą sobie przepłynąć Kanałem Panamskim bez problemu i już są na drugim oceanie!
Dzieci wysłuchały mojej opowieści, po czym Młody stwierdził uparcie, że Ameryka to i tak jedna Ameryka, nawet z tym całym kanałem i chudą Panamą! Na co ja, w przypływie geniuszu pedagogicznego, podniosłam z talerza dwa serdelki. Takie wiecie.. połączone ze sobą i mówię:
“Zobacz, tu jest serdelek północny, a tu południowy. Można powiedzieć, że to jeden serdelek, prawda? Ale tak naprawdę są dwa. A tutaj mają Panamę”.
“Ja poproszę o serdelek północny” – rzekła na to Kropka, bez pardonu przerywając Panamę na dwie części. Potem śniadanie toczyło się dalej. Nie odkryliśmy (sic) Ameryki tą rozmową.. ale jednak czasem małe odpowiedzi na pytania, drążenie dalej, i ta zachęcająca ciekawość dzieci prowadzą nas w takie fajne burze mózgów.



Kiedyś opowiedziałam im o tym, że każda rzecz, która nas otacza, została przez kogoś zaprojektowana. Dzieci, zwłaszcza Kropka, zainteresowały się więc jednym z moich ulubionych tematów – wzornictwem użytkowym i designem. Dzięki temu sztuka wzrosła rangą wśród ważnych rzeczy, szacun zyskali również wynalazcy – no bo ktoś kiedyś musiał wymyślić pierwszą szczoteczkę do zębów, a nawet dozownik do mydła.
Dużo mamy takich rozmów. Nie są one długie, ani specjalnie naukowe. Najczęściej są inspirowane przez dzieci i ich pytania. Czasem nasze odpowiedzi są trochę bardziej obszerne od standardowych.. czasem mają ukryty cel – pobudzenie wyobraźni, zaciekawienie światem i zjawiskami.



Szkoła jest nudna!
Gdy myślę o swoich szkolnych latach, przypomina mi się to uczucie paniki, towarzyszące mi niejednokrotnie w przybytku edukacji. Nie byłam obowiązkowym uczniem, raczej ślizgałam się z klasy do klasy, niż przechodziłam pewnym krokiem. A nade wszystko wiele rzeczy w szkole nudziło mnie niemiłosiernie.
Dlatego też wiele razy ugryzłam się w język, by nie przekazać mojemu dziecku – 7 latkowi, który właśnie ruszył do szkoły – własnych uprzedzeń. By utrzymać go w przekonaniu, że idzie się uczyć nowych rzeczy, a nie spędzać czas w nudnym, odmóżdżającym miejscu. Jeśli sam się później uprzedzi – to trudno, ja umywam ręce! :)



Póki co mój 7 latek uważa, że nauka jest fascynująca. To poważny chłopiec, który czyta encyklopedie przyrodnicze, zgłębia świat dinozaurów, poznaje planety i wszechświat, interesuje się też mitologią grecką, a od niedawna zgłębia temat ewolucji roślin (!!). Całkiem sporo jak na te małe 7 lat. A co najważniejsze, robi to z własnej woli, nie z przymusu, czy dla spełnienia rodzicielskich ambicji. Bo nam, jego rodzicom, nie zależy jakoś specjalnie na najlepszych ocenach i świadectwach z paskiem. Bardziej na tym, by potrafił myśleć, wyciągać wnioski, by był mądrym człowiekiem. Niekoniecznie uczonym, niekoniecznie prymusem w szkole. Po prostu mądrym człowiekiem.
Wakacje z nauką
Mam wrażenie, że z tegorocznych beztroskich wakacji dzieci wyniosły więcej wiedzy, niż gdyby przez miesiące zmuszać je do wkuwania różnych treści. Wystarczy obserwacja świata, zabieranie ich w różne miejsca, uważność i cierpliwe odpowiadania na ich pytania. Zwiedziliśmy masę zamków, jakieś zoo i skanseny, dużo rozmawialiśmy, odpowiedzieliśmy na wiele pytań. Gdy padał deszcz na biwaku graliśmy w “Państwa Miasta”. Gdy zwiedzaliśmy zamki, czytaliśmy te bardziej lekkostrawne kawałki ich historii.. wszędzie da się nauczyć czegoś nowego. Trzeba tylko chcieć!



I jeszcze jedno. Żadne dziecko nie wybierze książki o kosmosie, gdy przez cały dzień ma włączony telewizor i nieograniczony dostęp do gier i bajek. Książka może być cudowna, ale nie będzie mieć siły przebicia. I tu jest nasza rola, by sprawić, by książka miała szansę.
To chyba największy sukces jest, gdy widzę jak Młody zamyka się w naszej sypialni z komiksem, by w spokoju poczytać. Ten komiks jest lekturą w trzeciej klasie, ale kto by się przejmował takimi rzeczami, gdy coś cię po prostu interesuje! Albo gdy idę wieczorem do dzieci. W łóżku pięciolatki stos książek. Interesuje się właśnie taką jedną obrazkową o ludzkim ciele. Ogląda z uwagą, czyta nagłówki pisane drukowanymi literami. W drugim łóżku Młody ze swoimi komiksami i książkami. Siedzi z lampką nocną i czyta dopóki się nie zmęczy. Nie macie pojęcia jaka radość w moim sercu, że oni tak te ksiażki kochaja!

Myślałam nad osobnym wpisem, poświęconym fajnym pomocom naukowym dla dzieci. Mądrym książkom i bajkom, które sprawiły, że moje dzieciaki bez żadnego odgórnego przymusu, tylko same z siebie zainteresowały się wieloma dziedzinami nauki.
Napiszcie mi tylko, czy będzie Was interesować taki tekst (skierowany głównie do rodziców dzieci w wieku 6 i więcej lat).



P.S. Zdjęcia pochodzą z (kolejno): Parku Gródek, Geosfery (obie miejscówki w Jaworznie), Rzędkowic (skały), Mirowa (ruiny zamku), Pieskowej Skały, Ojcowa, Starej Lubovli (Słowacja), Juraparku w Krasiejowie.
Tak tak tak! Chcemy taki wpis! U nas książki to sinusoida i aktualnie do poduszki królują katalogi lego lub ciuchci brio ?♀️
Też mamy takie momenty, gdy encyklopedie idą w odstawkę, a zamiast nich wertowany jest katalog Lego albo Playmobil.
I to z WYPIEKAMI NA TWARZACH :) :)
W końcu to dzieci są przecież. I nic na siłę (moje główne życiowe motto )
Agatko, jak super znów Cię czytać :) mam nadzieję, że bedziesz tu częściej, bardzo mnie inspirujesz (rowniez jestem mama trojki) i niesamowicie podoba mi sie Twoje podejscie do rodzicielstwa. Nic tylko pogratulowac- wychowujesz bardzo inteligentnych mlodych ludzi. Masz racje-oceny w szkole znacza niewiele,duzo wazniejsza jest umiejetnosc myslenia, zadawania pytan i sama chec zdobywania wiedzy.
Oczywiscie na wpis o pomocach dla dzieci bede czekac z niecierpliwoscia :) pozdrawiam serdecznie
Dziękuję Ci serdecznie!
W takim razie chyba trzeba będzie zabrać się za pisanie :)
Oj koniecznie, bardzo jestem ciekawa co h Was się sprawdza! Ja bardzo mam nadzieję że moje dzieciaki się nie zniechęca do zdobywania wiedzy przez nasz pochrzaniony system szkolnictwa. Póki co uwielbiają dowiadywać się nowych rzeczy, książki i wycieczki rządzą:)
No właśnie ten system totalnie mnie dobija!
Chociaż na razie jest OK. U nas mała szkoła, i póki co całkiem fajni pedagodzy.. Zobaczymy co będzie dalej!
Jak ja lubię czytać o Twoich pociechach i w ogóle o Twoim sposobie na macierzyństwo. Niestety, jako pedagog z odzysku (wróciłam do zawodu po latach w korpo) muszę potwierdzić, że szkola może podciąć skrzydła. Dzieci za mądre rozwalają system, który jest nastawiony na przeciętność. Nie ze złej woli, po prostu z braku. No właśnie, z braku czego? Chyba głównie czasu i pomysłu. Czasem, jak w mojej szkole, udaje sie “upchnąć” takie dzieci w jakimś dodatkowym programie, ponadprogramowym projekcie, częściej daje im się kolejna kartę pracy mając nadzieję, że jakoś sobie poradzą. I nie będą “przeszkadzać”. Ja jestem nudnym belfrem, bo musi być zrobione, co zrobione być musi, ale czasem pozwalam złapać się “sposobem na Alcybiadesa”. Daję się “zagadać”: “A czy to prawda, że…” I gadamy tak sobie tym, że prawda, albo i nie, co przemawia za tym, że prawda, a jeśli mit, to skąd się wziął. I widzę te dzieci różne – tych “zdolnych acz leniwych”, co bez wysiłku jadą na trójce z plusem, a mogliby spokojnie lepiej, te ambitne, te które może pierwsze z rodziny coś “osiągną”, choć okupia to ciężka praca, tych małych “królów życia” z nieodpartym wdziękiem, tych wycofanych mądrych wrażliwców, którzy nigdy się nie odzywają a pisemnie zawyżają średnią, no i te dzieci z własnymi pasjami, którymi czasem chciałoby się powiedzieć: “Idźcie, tu nic dla Was nie ma.” Szkoła dla wszystkich powstała ze szczytnych pobudek, ale coraz częściej też się zastanawiam, czy jest adekwatna do dzisiejszych czasów.
Dziękuję za ten wspaniały komentarz. Złapałam się na tym, że czytam i przytakuję głową :)
I ja poproszę o taki wpis!:-)
Będzie na pewno!! Tylko jeszcze nie wiem kiedy :) Bo na pisanie ciężko znaleźć ekstra czas!
Tęskniłam za wpisami i nie mogę się doczekać wpisu o fajnych pomocach naukowych. Choć ja niestety mam bardzo smutne odczucia związane z obecnym systemem edukacji. Mimo, że mój syn na razie lubi szkołę, naukę i nauczycieli to sama obserwuję w jakim wyścigu biorą udział nasze dzieci. Od pierwszej klasy oceny (my niby mamy punkty ale od 1 do 5 :), testy, siedzenie nad lekcjami ,współzawodnictwo i krytykowanie gorszej oceny przez nauczycieli. Od pierwszej klasy presja, że liczą się tylko najlepsze oceny i to ze wszystkiego. Pozdrawiam. Krystyana
Ps. Piękne miejsce, musimy w końcu sie tam wybrać.
Dzięki Krysiu! :*
Super, że znów piszesz. Dawno nie zaglądałam…a tu niespodzianka – nowy wpis!
Zainteresowała mnie książeczka PTTK. Jak można ją nabyć i jak z niej korzystacie? Wydaje mi się że to fajny pomysł dla dzieciaków na zwiedzanie może być. Podpowiedz proszę bo chętnie skorzystamy.
Dziękuję serdecznie za komentarz :)
Książeczki PTTK można nabyć zazwyczaj w schroniskach górskich, ale oczywiście są też na Allegro po kilka złotych.
My używamy ich nie do końca z przeznaczeniem. Po prostu wpisujemy do nich nasze przygody, wklejamy bilety wstępu i zdobywamy pieczątki z muzeów i innych obiektów turystycznych.. no i oczywiście ze schronisk, gdy się takie zdarzą:)
Cieszę się Agatko, że piszesz, też jestem zaskoczona. Ale rozumiem doskonale, życie jest ważniejsze. Jak znajdziesz trochę czasu na wpis to fajnie. Jak nie, to poczekamy :) Pozdrawiam, Ewa
Dzięki Ewo!
Super pomysł. Dzięki.
Cześć Agata, super piszesz. Pisz od czasu do czasu. Ja też jestem mamą trójki, trochę starszej niż Twoje ale doświadczenia podobne :) Inspirujesz kobieto – dzięki Twoim wpisom i zdjęciom byliśmy w tym roku tydzień pod namiotem na Polanie Sosny – w następne wakacje też tam będziemy! Mieszkam pod Krakowem i chciałam Ci dać kilka namiarów, gdzie moglibyście się wybrać z dziećmi uwielbiającymi naukę i lubiącym ją poznawać wszystkimi zmysłami. Muzeum Przyrodnicze PAN w Krakowie – trochę Old schoolowe, ale jest tam nosorozec włochaty znaleziony 100 lat temu na wsi pod Lwowem, salka w której panuje klimat i wilgotność lasu tropikalnego i całe piętro w kamienicy ze zwierzętami! Do tego Muzeum Inżynierii Miejskiej z salą doświadczeń i wystawą o prądzie, Muzeum Lotnictwa z symulatorem lotu, doświadczeniami z powietrzem i przeciętnym na pół samolotem, do którego można wejść i się w nim bawić! Jeszcze Smocza Jama na Wawelu i Muzeum w podziemiach Rynku wymiata. A pod Krakowem pole namiotowe w Dolinie Będkowskiej przy schronisku Brandysówka – wodospad Szum, skała Dupa Słonia i Jaskinia Nietoperzowa no i skansen Wygiełzów, ale tam byliście :) Moje dzieci i ja uwielbiają te miejsca. Pozdrawiam i mam nadzieję, że się zainspirujesz tak jak ja Twoimi wpisami. Wesołych Świąt.
Dziękuję serdecznie! Z pewnością skorzystam z rekomendacji, do Krakowa nie tak daleko :)
Wesołych Świąt!
Hej, jeszcze coś dopiszę: uzmysłowiłam sobie, że Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie będzie idealne dla Lolka bo przecież tam są wszystkie samochody z polskiej motoryzacji, przekrój silnika i cała zajezdnia tramwajów do zwiedzania :) Zima i wczesna wiosna jest idealna na takie zwiedzanie a latem woda, las i włóczega :) Jeszcze w miejscowości Alwernia jest Muzeum Pozarnictwa ze starymi wozami strażackimi ale tam trzeba dzwonić wcześniej bo otwierają tylko jak ktoś się umówi. Pozdrawiam jeszcze raz :)
Muzeum pożarnictwa jest też w Mysłowicach, mam cały czas na liście wyjazdów, ale chociaż to blisko, jeszcze tam nie dotarliśmy :):)
Tak to jest, ja mieszkam niedaleko Alwernii a też nie byliśmy jeszcze w muzeum tam :) W Krakowie i okolicach jest dużo świetnych miejsc. Na Śląsku też i sama się nimi zainteresowałam między innymi dzięki lekturze Twojego bloga i Twoim zdjęciom na insta :) Parę miejsc już odwiedziliśmy a w planach kolejne. Dzięki :)
Super wpis!