Tytułem wstępu dla tych, co nie czytali – obie książki napisała Amerykanka mieszkająca w Paryżu, zdziwiona spójnością zasad wychowawczych, panujących we francuskich rodzinach, zaskoczona kulturalnym obejściem większości młodocianych Francuzów i tym, jak bardzo kontrastuje to wszystko z zachowaniem dzieci w jej własnej ojczyźnie. Dociekliwa pani Druckerman postanowiła zgłębić sekret wychowania ‘made in France’ i opisać metody wychowawcze w książce.
Specyficzne francuskie podejście do rodzicielstwa uderza już na etapie ciąży – to, że spodziewasz się potomstwa nie oznacza, że masz zamienić się w gotową do wszelakich poświęceń bohaterkę tragiczną, która niedosypia, wygląda fatalnie i poza dziećmi nie ma hobby i tematów do rozmów. Zadbaj o siebie już podczas ciąży, nie odmawiaj sobie drobnych przyjemności, nie zamartwiaj potencjalnymi złymi scenariuszami ciąży i porodu. Nie czytaj o wszelkich możliwych chorobach, jakie mogą dotknąć nienarodzone dziecię, nie rozważaj obsesyjnie co możesz, a czego nie możesz jeść. Zamiast tego pamiętaj, by w dalszym ciągu ubierać się kobieco i atrakcyjnie, jeść to co lubisz, ale zdrowo (nie obżeraj się, bo “płód nie prosi o sernik”:). Staraj się czerpać przyjemność z tego wyjątkowego stanu, bo to przecież fajny stan jest, magiczny i piękny, mimo pewnych niedogodności. W skrócie mówiąc – w czasie ciąży zamiast na narzekaniu i stękaniu fajnie skoncentrować się na .. radości życia! Wszyscy na tym korzystają, a najbardziej dziecko, które z pewnością będzie pogodniejsze i bardziej zrelaksowane.
Tu muszę przyznać, że podpisuję się pod francuskimi zaleceniami, ciąże (obie!) modelowo przeszłam au français, dbając o wygląd i samopoczucie, strojąc się na wszelkie wyjścia z domu, i nawet – o zgrozo – szpilki czasem nosząc. Jedyny amerykański akcent to te legginsy i brak make-upu w domu. Ale to między nami :).
2. Poród.
Według Francuzów nie liczy się sposób, a efekt – czyli zdrowy rumiany dzidziuś po tej stronie brzucha. Znieczulenie jest standardem, niemal wszystkie panie chcą i niemal wszystkie je dostają, bo po co się męczyć. Nikt nie oczekuje od kobiety, by rodzenie dziecka było jakimś heroicznym sprawdzianem jej możliwości i odporności na ból, nikomu nie przeszkadzają też cesarki na życzenie. Moja refleksja jest taka, że pod tym względem Polska bardzo przypomina rodzinny kraj Druckerman, czyli USA – my również lubimy się umartwiać i cierpieć na życzenie, licytować, która matka lepsza (ta, co więcej wycierpiała oczywiście:). Sama wprawdzie urodziłam dwójkę dzieci naturalnie i bez znieczuleń, niemniej jednak całkowicie popieram model francuski. Liczy się efekt, a bez względu na sposób dostarczenia malucha w objęcia mamy, nie powinna ona czuć żadnej presji i wyrzutów sumienia.
3. Noworodek.
Francuzi traktują małe dzieci z pełną powagą i szacunkiem, są zdania, że już noworodek wiele rozumie. Według nich od samego początku istotne jest bycie uprzejmym wobec małego człowieka, wzajemne zdobywanie zaufania, mówienie dziecku prawdy, opowiadanie o tym, co robimy, uprzedzanie o naszych zamiarach. Na przykład zdanie “teraz mama wyjmie Cię z łóżeczka i zaniesie do łazienki, a potem zrobimy kąpiel” ma o wiele większy sens niż mantra “moje ślićne śłodkie maleństwo, a ti-ti-tiii! No cio? No cio?” powtarzana piętnaście razy pod rząd. I tu znów się zgadzam z Francuzami – nie widzę sensu robienia z dziecka idioty i mówienia do niego w “śłodki śposiób”, jest małe, możemy używać zdrobnień i wyrażać się pieszczotliwie, ale po co tworzyć alternatywny język? Tego nigdy nie zrozumiem.
4. Samodzielna zabawa.
Gdy urodził się Młody zauważyłam, że często zdarzało mu się nie płakać tuż po obudzieniu się w łóżeczku (gdy był wyspany i w miarę najedzony rzecz jasna); zamiast tego ciekawie rozglądał się po świecie, badając okoliczne powierzchnie materiałowe, interesując się cieniem rzucanym przez zabawkę, grą świateł promieni słonecznych.. po prostu spędzając czas sam ze sobą. Ponieważ wyglądał na osobę czującą się komfortowo, to ja obserwowałam go z oddali, nie wkraczając od razu z matczynym wyszczerzem i świeżą porcją “śłodkich śłówek”. Nie miałam wówczas pojęcia, że pozwalanie dziecku na przebywanie w samotności to ważna zasada francuskiego wychowania. Dziecko, tak jak każdy, chce czasem zebrać myśli, wyciszyć się – dlatego powstrzymajmy się od ciągłej stymulacji malucha, pozwólmy mu na chwilę oddechu – to również oznaka szacunku wobec małego człowieka, który czasem potrzebuje odrobiny prywatności. Nie mówiąc o tym, że takie podejście procentuje w przyszłości, gdy kilkulatek nie oczekuje naszej obecności podczas każdej zabawy i potrafi najzwyczajniej w świecie posiedzieć sam w swoim pokoju nad klockami lub książeczką.
5. Przystosowanie małych dzieci do stałych pór posiłków/sposób karmienia.
Są też rzeczy we francuskim modelu, które do mnie nie trafiają. To, że 4-5 miesięczne dziecko mam przestawiać (nawet powoli i harmonijnie) na cztery stałe pory posiłków w ciągu dnia, to według mnie lekka przesada. Karmię moje dziecko, kiedy o to poprosi, na żądanie, bo to nie tylko jedzenie, ale również nasza bliskość, chwila relaksu. Nie chcę jej (ani sobie!) tego odbierać. W swoim czasie Kropka przystosuje się do pór posiłków, tak jak to zrobił, zupełnie bez problemów, jej brat. Mi się wcale nie spieszy i nie mam zamiaru dyscyplinować jej w tak młodym wieku.. zwłaszcza, że karmienie jej piersią nie jest dla mnie uciążliwą koniecznością, a czymś przyjemnym, za czym pewnie będę bardzo tęsknić, gdy się skończy.
No i jeszcze o samym karmieniu. Z tego, co pisze Autorka mleko w proszku jest we Francji stanowczo nadużywane, matki nie chcą karmić naturalnie, bo piersi są im potrzebne do innych celów – częściej, żetakpowiem, ozdobno-seksualnych, niż konsumpcyjnych. Cóż.. jakoś ciężko mi się z tym pogodzić, by świadomie zrezygnować z karmienia, tylko dlatego, że mi się nie chce, że wolę mieć bimbałki dla męża, niż pokarm dla dziecka. Ale z drugiej strony fajnie, że nikt tych kobiet nie ocenia, nie obraża, nie stawia pod pręgierzem społecznym, jak to bywa u nas i, z tego co pisze Autorka, również w USA. Ten brak poczucia winy u Francuzek bardzo mi się podoba, bo nikt nie powinien kwestionować decyzji kobiety w takich sprawach.
6. Zasady spożywania posiłków i wprowadzania nowych składników do diety.
Francuzi jedzą cztery posiłki dziennie: śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację, a pomiędzy posiłkami nie ma podjadania, nie ma przekąsek – zasada, którą wprowadziliśmy dość dawno w naszej rodzinie, prosta i elegancka, oparta na założeniu, że nasze dziecko to nie dzikie zwierzę, które nie potrafi pohamować nagłego ssania w żołądku i dostosować się do zasad panujących w domu. A wierzcie mi, że potrafi! Posiłek dziecko zjada tylko i wyłącznie przy stole – jeśli rodzice będą konsekwentni to maluch prędzej czy później przestanie marudzić i zaakceptuje ten stan. Z niepodjadania między posilkami płyną korzyści wszelakie: po domu nie walają się okruchy, fragmenty suszonych śliwek i wafli ryżowych, więc matka nie musi stale uważać, przebierać brudnego dziecka, sprzątać uwalanych powierzchni domowych. A dziecko uczy się dyscypliny, wie, że jak nie zje posiłku, to będzie musiało czekać na następny, a ponieważ zdąży zgłodnieć od śniadania do obiadu, to zjada więcej zbilansowanych posiłków, a mniej ciasteczek, chrupek kukurydzianych i innych bezwartościowych zapychaczy.
Oczywiście Młody czasem narzeka i chciałby przekąskę, ale w sumie nie rozpacza z tego powodu, bo przyzwyczaił się do faktu, że przekąsek w domu nie dostaje. Z kolei podczas wyjazdów, wizyt u przyjaciół, spacerów i rodzinnych imprez obowiązują u nas troszkę inne zasady – z którą główną jest: BRAK ZASAD i dziecko wówczas może zjadać rozmaite produkty, których w domu nie dostaje. Dla świętego spokoju nie ingerujemy, gdy maluch radośnie pochłania chrupkę lub ciastko, powiem więcej: często sami mu to ciastko dostarczamy, by unieruchomić na chwilę ten żywioł mały i egoistycznie dopić kawę.
7. Co warto wiedzieć o spaniu.
Sen składa się z około dwugodzinnych cyklów, które łączą się ze sobą. Najmocniej śpimy w środku cyklu, a pod jego koniec byle hałas może nas wyrwać z objęć Morfeusza, wiercimy się, kręcimy, a czasem po prostu budzimy.. tylko po to, by po chwili zamknąć oczy i drzemać dalej. Często nawet nie pamiętamy tych nocnych pobudek. Małe dzieci jeszcze nie potrafią łączyć poszczególnych cyklów, więc często w nocy stękają, kwilą i wiercą się. Ważne, by nie brać ich wówczas od razu na ręce, a zamiast tego dać im czas na samodzielne wyciszenie się, obserwować, czy poradzą sobie same (ten moment, który odczekujemy zanim weźmiemy dziecko na ręce autorka książki nazywa “pauzą”). Absolutnie nikt nie zachęca rodziców do zostawiania niemowlęcia na pastwę ciemnej nocy i płakania w samotności, to nie o to chodzi. Należy odczekać i upewnić się, że dziecko jest faktycznie wybudzone i potrzebuje naszej obecności (przytulenia, nakarmienia, itp), bo jeśli weźmiemy na ręce dziecko, które narzekało przez sen to je obudzimy, zamiast uspokoić. Co więcej, gdy robimy tak częściej one przyzwyczajają się do tego, że w nocy NALEŻY się budzić.. słowem: często to my – rodzice- jesteśmy odpowiedzialni za to, że nasze dzieci w nocy się budzą.
Oczywiście to grube uproszczenie, bo nie zawsze się da postępować zgodnie z francuskimi wskazówkami. Z jednym dzieckiem jest łatwo – pokwili sobie trochę i przestanie, co innego, gdy mamy dwoje dzieci i to jedno kwilące może obudzić drugie śpiące.. ciężko wówczas zachować powściągliwość w wyciąganiu malucha z łóżeczka. Inna sprawa jest taka, że dzieci lubią w nocy pić mleczko i przytulać się do mamy. Francuzki rzadko karmią piersią, więc być może również dlatego ich dzieci nie widzą nic atrakcyjnego w nocnej aktywności i szybciej uczą się przesypiania nocy, natomiast dzieci karmione piersią często chcą się w nocy przytulić, jedzenie jest tylko pretekstem. Tak było u nas z Młodym – gdy tylko przestałam go karmić natychmiast zaczął przesypiać noce (a miał już wtedy 9 miesięcy, więc dość długo byłam niedospana). Z Kropką bywa różnie. Szybko nauczyła się przesypiać noce, ale ostatnio się zepsuła, potrafi obudzić się o piątej rano i uznać, że to już dzień i pora na serię ćwiczeń rozciągających :///
8. Przygotowanie dziecka do snu.
Istotne jest też stworzenie dziecku spokojnej atmosfery przed pójściem spać. My tak robimy odkąd jest z nami Młody – po wieczornej kąpieli światła w domu są przygaszone (zostaje dyskretne oświetlenie), muzyka wyłączona, a domownicy rozmawiają po cichu. W ten sposób od małego uczymy nasze dzieci, że noc i dzień różnią się od siebie, i to zasadniczo :).
Poza typowymi metodami wychowawczymi Francuzi stosują też dużo takich, które na pierwszy rzut oka wydają się nieco dziwaczne, to jakby zaklinanie rzeczywistości. Wyobraźcie sobie, że jednym ze sposobów jest.. mówienie do niemowlęcia. I tłumaczenie mu, że nadeszła pora snu, że cała rodzina potrzebuje wypocząć i jak ważne jest szanowanie ciszy nocnej. Francuzi są zdania, że niemowlęta to wszystko rozumieją, i że warto do nich mówić z sensem. Na wszelki wypadek, po 4 nieprzespanych nocach z rzędu wytłumaczyłam małej Kropce, że jestem bardzo zmęczona i bardzo ją proszę, by się ładnie wyspała, dzięki temu obie będziemy jutro szczęśliwsze. I wiecie co, następną noc pięknie spała aż do rana. Przypadek???
P.S. Pamiętajcie, że nie ma się co spodziewać szybkich i trwałych sukcesów. Nauka snu to umiejętność, którą dziecko musi sobie przyswoić, a to może zająć trochę czasu. Rodzic powinien wierzyć, że jego maleńki niemowlaczek jest istotą myślącą, zdolną do nauki, że poradzi sobie z niewielką dawką frustracji. Według Druckerman uczenie niemowlaka snu nie jest egoistyczną strategią dla leniwych rodziców, a pierwszą lekcją samodzielności i tak naprawdę oznaką szacunku wobec dziecka, pomaga prawidłowo kształtować osobowość i uczy pewności siebie.
Mi się tylko obija o uszy i oczy wszędzie ta książka, jeszcze do niej nie zaglądałam, ale zajrzę bo jestem jej ciekawa.
Zaskoczyłaś mnie z tymi rozmowami z niemowlęciem ! Otóż moja Małgosia ma 9 miesięcy przecież a nadal budzi się na jedno mleko w nocy, czasami dwa, chyba muszę z nią poważnie porozmawiać ;))))))
Tak, chyba czas postawić sprawę jasno :)
zaczęłam czytać ale ostatnio brak mi czasu na konkretne ‘przysiadnięcie’ do książki :)
chyba czas się zebrać w sobie i poświęcić jedną noc :)))
Czytałam. Jak dla mnie książka ciekawa, po prostu otworzyła mi oczy na sprawy oczywiste.
Ja porównałam obydwa sposoby wychowawcze do ciastek-symboli obu krajów, zapraszam na moją recenzję:
http://nietylkorozowo.blogspot.com/2014/06/w-paryzu-dzieci-nie-grymasza-w-polsce.html
chętnie przeczytam:)
Okazuje się, że mam podejście francuskie! :)
no proszę…nawet bym nie podejrzewała siebie o takie francuskie zapędy wychowawcze, hahaha!!
czekam na ciąg dalszy :)
pozdrawiam
Dobrze się to czyta. ‘W Paryżu…’ też jeszcze nie czytałam, ale widzę bardzo wiele podobieństw do Tracy Hogg. Podoba mi się szacunek do dziecka i ‘nieciucianie’ (z którym sama toczę walkę, nio ale ona jest taka śłodka, nioooo), ale karmienie o stałych porach takiego niemowlaczka to też dla mnie przegięcie, no jak o stałych porach, ej? Bardzo podoba mi się za to podejście do żywienia Młodego i też takie spróbuję u Mill uskutecznić jak podrośnie. A spanie w nocy? No budzi się raz albo dwa, je, i idzie dalej spać. Dla mnie to jak wstawanie w nocy na siku, nie powoduje niewyspania mojego i nie stanowi problemu, nie mam więc traumy nieprzespanych nocy. A z tym budzeniem się i samouspokajaniem to prawda… Czasem Mill krzyknęła przez sen albo chwilę marudzi… I dalej śpi. Ja intuicyjnie też nauczyłam się ją obserwować zanim wykonam drastyczniejsze ruchy w stylu podryw na ręce. Ale czy wychowuję po francusku? Nie wiem, mimo tego że w ciąży też raczej uprawiałam model znad Sekwany (choć i dres kupiłam, żeby nie było!). Czekam na część drugą! I chyba w końcu się skuszę na książkę!
Ja nie sądzę, że mam podejście francuskie! Noo, może do wychowania – to trochę tak, ale w kwestii karmienia piersią jestem jednak zdania, że dla niemowlaka na żądanie jest najlepiej. Nie chcę dyscyplinować takiego małego dziecka, nie przekonuje mnie to i już!
Tak, bardzo ważne jest pozwolenie dziecku na zabawę samemu i nie przeszkadzanie mu w tym czasie. Wiele z tych przesłanek jest takie prawdziwe,, mądre i racjonalne.
Musze w końcu znaleźć czas na przeczytanie ich.