Strona główna » Dlaczego nie przyznaję się, że jestem blogerem?

Dlaczego nie przyznaję się, że jestem blogerem?

“Mam na imię Agata. Bloguję od trzech lat.” – oczyma wyobraźni możecie zobaczyć scenkę, gdy w kółeczku podczas terapii zaczynam moją opowieść: “Teksty obsesyjnie chodzą mi po głowie, więc w końcu muszę usiąść i je zapisać. Uwielbiam ten stan twórczego wrzenia, gdy nagle myśli przeradzają się w konkretne zgrabne linijki, a czym więcej piszę, tym bardziej tego potrzebuję”.

Wszelkie syptomy wskazują na poważne uzależnienie – nie tylko potrzeba, by pisać więcej i więcej, ale również długotrwałe ukrywanie bloga przed bliskim i coś w rodzaju zażenowania, gdy nagle WSZYSCY WIEDZĄ.

Wyobraźcie sobie, że zajęło mi jakieś dwa lata, by podjąć decyzję o dyskretnym powiadomieniu znajomych o moim podwójnym życiu . Gdy już przekonałam samą siebie, że to co robię jest fajne i że nie ma się czego wstydzić, to.. w końcu napisałam do garstki osób. Otrzymany od nich feedback był zaskakująco pozytywny, więc zdecydowałam się, że tak. Powiem światu! A wtedy.. zwyczajnie zabrakło mi odwagi i wysłałam jedynie szereg bezosobowych zaproszeń na Facebook’u do polubienia fan page. Dlaczego to takie trudne przyznać się, że prowadzę bloga?

Dlaczego przyznanie się do bycia blogerem wydaje mi się szczytem obciachu? W ramach terapii psychoanalitycznej spróbuję dzisiaj zgłębić temat i odpowiedzieć sobie – i Wam, drodzy Czytelnicy – na to pytanie.

IMGP9573

Zasadniczo prowadzenie bloga jest bardzo kreatywnym i rozwijającym zajęciem.

Lubię sam proces powstawania tekstów, bo pisanie to najbardziej “czysty” z obowiązków internetowego twórcy. Czasem czuję się jakby te teksty od dawna były w mojej głowie i szukały ujścia, teraz wreszcie mogą popłynąć szumiącym nurtem wprost na klawiaturę. To doświadczenie z gatunku poszerzania horyzontów, stałego doskonalenia warsztatu i stawiania sobie wymagań. Interesujące, gdy obserwuje się ewolucję własnego stylu, gdy okazuje się, że faktycznie – trening czyni mistrza, a czytanie swoich wpisów sprzed dwóch lat staje się żenującym przeżyciem. Zdarza się, że napiszę jakiś tekst i jestem z niego po prostu zadowolona. Myślę sobie wówczas: “To jest dobre! Mogę się z tym utożsamić, powiedzieć, że to właśnie ja”. Większość z tych wpisów znajdziecie w górnym menu, w kategorii “Na temat” – tam upycham śmietankę. Jednak gdy przychodzi do podzielenia się swoim dorobkiem ze znajomymi ludźmi nagle pojawia się jakaś blokada. I nagle..

Nie jestem w stanie powiedzieć głośno, że jestem blogerem.

Gdy już znajdę się w takiej sytuacji, że wypada opowiedzieć o swoim hobby to zaczynam reagować jak rasowy nałogowiec. Jak czerwononosy jegomość, który w życiu nie przyzna się, że ma alkoholowy problem, a zamiast tego żartobliwie rzuci: “lubię sobie chlapnąć od czasu do czasu” albo: “przecież to tylko jeden kieliszeczek”. Mam podobnie: enigmatycznie stwierdzam, że “prowadzę swoją stronę internetową”, albo że “piszę artykuły”, byle tylko unikać TEGO słowa.

“It” word.

Rzeczownik “bloger” momentalnie otwiera różne klapki w mózgowych meandrach: autor internetowego pamiętniczka, pretensjonalna osobowość, wirtualny ekshibicjonista, człowiek bez prywatności. Do tego możemy dorzucić wszelkie stereotypy na temat blogerów, jakie tkwią w internecie, a w stereotypach dość często tkwi cząstka prawdy: są autorzy grający na emocjach czytelników, robiący statystyki dzięki kontrowersjom i budząc niesmak jednocześnie. Mamuśki rzygające tęczą lub odwrotnie – opisujące swoje życie w czasie rzeczywistym z detalami prosto z nocnikowego i zębowego frontu. Narcystyczne szafiarki, obwieszone product placementem.

IMGP9955

Egotyczne cioty.

Pod prasowym artykułem o dużej konferencji blogerów ktoś napisał, że spotkała się “banda egotycznych ciot”. Nie mogłam się nie roześmiać, tak bardzo spodobało mi się to określenie i.. kurde to też jest prawda! Bo gdy spotyka się grupa ludzi, a każdemu z nich wydaje się, że jego opinia jest na tyle ważna, że warto oznajmić ją od razu całemu światu, to ciężko nie mówić o przeroście ego.

Ego stało się nagle bardzo ważne. Kiedyś był tekst, była wartościowa treść wypełniająca stronę internetową.

Teraz jest człowiek i to on jest najważniejszy. Na branżowych imprezach tłuką nam do głów jak istotne są social media i kształtowanie osobistej marki, firmowanej naszą twarzą. Codzienna porcja własnej facjaty na Facebook’u i Insta. Kontakt z odbiorcą na You Tube i Snapchacie. Dodatkowo Twitter, Vine i Periscope i wiele innych aplikacji, na których mamy serwować odbiorcy w miarę strawne fragmenty samego siebie. Tylko, że ja.. nie chcę być blogowym  “celebrity splashem” i rozmieniać się na drobne – wolę być publicystą, wolę tworzyć wartościowe teksty. Być może dlatego nie mam przyszłości w tym intratnym zawodzie blogera.

Czasem myślę sobie: kimże ja jestem by codziennie mówić obcym ludziom jak mają żyć? By pokazywać wszystkie możliwe profile, półprofile, en-face i dzióbki robione w lustrze każdego dnia i zakładać, że kogoś to interesuje?

Nie, dziękuję. Blog, fan page i Instagram zajmują mi wystarczająco dużo czasu – raczej wolałabym ograniczyć ten czas, niż poszerzać go o kolejne kanały komunikacji. Najwidoczniej nie dane jest mi zostać “internetową osobowością” –  pocieszam się w myślach, że nie każdy dobry pisarz zamieszcza filmiki na YT, a może lepiej z nich brać przykład, niż bezrefleksyjnie podążać za tłumem (w tym wypadku blogerów masowo instalujących na przykład Snapchat, bo tak powiedział Tomek Tomczyk na BCP w Poznaniu). Ja jednak zostaję przy staromodnym pisaniu.

Bloger versus dziennikarz.

Do obciachowego wizerunku blogera swoje trzy grosze dokładają dziennikarze, którzy – jakby nie było – mają opiniotwórczy posłuch w społeczeństwie. Nagminnie wypowiadają się oni o swojej niezależnej konkurencji z wyższością, pobłażaniem, wytykając brak kierunkowego wykształcenia i profesjonalizmu (więcej w temacie mediów i blogosfery znajdziecie tutaj). Prawda jest jednak taka, że zarówno w mediach tradycyjnych, jak i na autorskich stronach znajdziemy świetną jakość i profesjonalizm, ale także poziom poniżej wszelkiej krytyki. Jest “New York Times” i jest “Pudelek” – nie wrzucamy całej prasy do jednego worka, nie wrzucajmy więc wszystkich blogerów.

Blogi mają moc.

Jedne motywują i inspirują do działania, zmian w życiu, w karierze zawodowej. Inne wspierają w prowadzeniu zdrowego trybu życia i aktywności fizycznej. Kulturalne niejednokrotnie mają wyższy poziom niż analogiczne tytuły prasowe, a najlepsze blogi kulinarne już dawno zdystansowały kucharskie księgi i gazety. Są strony, które wzbudzają zaufanie olbrzymich rzesz czytelników, jak na przykład blog: “Jak oszczędzać pieniądze?”. Opiniotwórcze, które mają realny wpływ na decyzje światopoglądowe i konsumenckie wielu ludzi. Spójrzmy na szafiarki – to, co robią to jednocześnie praca modelki, wizażysty, stylisty, edytora tekstu i zdjęć. Robią jakby skondensowany w blogu magazyn o modzie i chociaż osobiście nie jestem ich fanem, to tym najlepszym nie można odmówić świetnej jakości i profesjonalizmu. Topowe blogi rodzinne przeprowadzają olbrzymie kampanie reklamowe sponsorowane przez producentów zabawek i akcesoriów dziecięcych. Taka reklama ma o wiele większą skuteczność, gdy produkt zachwala znana blogerka, niż wykupienie strony w gazecie. Blogi stały się bardzo silnym medium. To już fakt, którego nie da się zakwestionować. I nawet jeśli bycie blogerem brzmi niepoważnie, to kwoty proponowane przez reklamodawców w tym biznesie stają się coraz poważniejsze. A grupa osób, dla której prowadzenie bloga okazało się być sposobem na bardzo przyzwoite życie “na swoim” stale rośnie.

Tak, to jest praca.

Praca, która jest bardzo czasochłonna. Polega na wymyślaniu koncepcji tekstów, pisaniu i redagowaniu treści, fotografowaniu (na spontanie lub przemyślanych sesji zdjęciowych), obróbce i wybieraniu zdjęć, ogarnianiu social mediów. Potrafi zająć kilka godzin dziennie, dlatego czasem robię sobie od niej wolne (mogę, bo u mnie jest to zajęcie non-profit). Dodam od siebie, że nie wyobrażam sobie, by wykonywać to zajęcie bez pasji i wewnętrznej potrzeby.

Jak się nad tym poważnie zastanowić, to praca blogera jest bardzo podobna do pracy dziennikarza. Tylko, że słowo: “dziennikarz” wzbudza coś w rodzaju szacunku, fucha w telewizji bądź gazecie wydaje się być czymś lepszym, niż normalne chałturzenie w korpo. A jak kojarzy się bloger? Jakby mniej prestiżowo niż “pan redaktor”, nieprawdaż?

Tymczasem już 11 milionów Polaków czyta blogi.

“Blogi i vlogi odgrywają w życiu internautów kluczową rolę informując (52%), ucząc (37%), bawiąc (33%), przedstawiając inny punkt widzenia (34%), budując świadomość (30%) czy wspomagając decyzje zakupowe (29%).”

Według badania PSBV blogosfera jest najbardziej skutecznym i opiniotwórczym medium, a jej zasięg będzie się stale zwiększał. W dzisiejszym świecie nieustannego podejmowania decyzji blogi pomagają konsumentom dokonać wyboru – od banalnych decyzji dotyczących zakupów, po całkiem poważne, związane ze stylem życia, czy kwestiami światopoglądowymi. Ludzie mają zaufanie do “swoich” blogerów – sama tego doświadczam, mimo niewielkiego zasięgu dostaję swoją porcję fan-mail i częste pytania o rady, także życiowe. Nagle zrobiło się dość poważnie, a przecież wciąż mówimy o niegroźnych “blogaskach”!

Wniosek? Muszę nauczyć się przyznawać do swojej sekretnej “pracy” i mówić, że “jestem blogerem” z podniesioną głową.

Coś tworzę i myślę, że jest to fajne. Mówię więc o tym głośno, parafrazując “Misia”: “to moje, przeze mnie wykonane i to nie jest moje ostatnie słowo!”. A Was, tym razem serdecznie proszę o komentarze. Zwłaszcza ofiary mojego coming outu, które znam w realnym życiu, które zdecydowały się lajknąć fan page. Czytacie faktycznie? Jak to z tymi blogami jest – obciach to, czy nie? Czekam na Wasze opinie.

IMGP9793 IMGP9795 IMGP9796 IMGP9801 IMGP9814 IMGP9950 IMGP9973 IMGP9981 IMGP9990 (13) IMGP9990 (14) IMGP9990 (18) IMGP9990 (20)

1

 

34 comments

  1. panna0ceanna says:

    Oj Agata… doskonale Cię rozumiem.. jakiś czas temu czułam podobnie ;) teraz jak ktoś mnie pyta co robię, mówię” Zajmuję się domem, mam syna i męża, jestem blogerką. ” ;D

  2. radoSHE says:

    Nie pozostaje mi nic innego jak napisać: znam to poczucie obciachu ;) “piszę takie tam różne rzeczy na stronę w internecie”-tja…to też był długo mój sztandarowy tekst :)
    Dobry wpis, no!

  3. Kasia says:

    Ja Twojego bloga czytam bo lubię. Jestem mamą dwójki maluchów z połtoraroczną różnicą wieku i uwielbiam jak opisujesz sytuacje które równie dobrze mogły by mieć miejsce w moim życiu i troszkę się z Tobą utożsamiam. Podobne problemy i podobne poczucie humoru. Ale nie tylko bo z niecierpliwością czekam także na Twoje refleksje dotyczące innych tematów. Dzieciaki drzemią, przynajmniej jedno, jest chwila żeby coś przeczytać, odwiedzam Ruby. Trochę mnie już denerwują te blogi parentingowe z cudownymi zdjęciami, wiecznie usmiechniętymi maluchami (choć może to moje należą do nielicznych że czasem jęczą i bręczą i nie wiadomo o co), mieszkaniami jakby co najmniej przez kilka godzin dziennie pracowała pomoc domowa, bo u mnie tak nie jest. Nie powiem bo na początku zaglądałam na nie i chciałam żeby i u mnie tak było bo myślałam że da rade. Ale nie da. Nie można mieć wiecznie sprzątniętego mieszkania, sklepu z zabawkami i szafy pełnej markowych, pięknych ubranek. Choć może można ale nie chcę tego. Chcę żeby moje dzieciaki były szczęśliwe w naszym domu bez nielimitowanych środków na koncie. No i u Ciebie też tą radość i szczęście widać. Uff… Ale się wygadałam ale sama o to prosiłaś. Pozdrawiam.

    • Agata / Ruby Times says:

      Dziękuję Ci serdecznie. Prosiłam, bo właśnie.. dla takich komentarzy warto pisać dalej:)
      Pozdrawiam Cię Kasiu!

  4. lucy es says:

    Też się jakoś nie chwalę tą częścią mojej aktywności. Może zacznę, gdy znajdę się na etapie zadowolenia z osiągniętego poziomu. Bo blogowanie samo w sobie jest nobilitujace wg mnie. Nie co a jak – ma kluczowe znaczenie.
    Pozdro Blogerko przez taaaakie B. :)

      • Zuzi Clowes says:

        Uwielbiam ten tekst. Banda egotycznych ciot <3 Uwielbiam ten tekst. Jestem psychofanem, więc zanim skończę mój wywód na temat tego jaki Twój blog jest wspaniały osiągnie on ilość znaków dłuższą od Twojego posta co sprawi że nikt go nie przeczyta więc chyba bez sensu. Napiszę w skrócie – kiedy dorosnę chcę być Ruby Soho :D

  5. Esencja says:

    Ruby, czuję, że pisanie było w Tobie od zawsze. Tematy też, tylko przełożyłaś je na inną formę, w dodatku taką, która staje się coraz bardziej popularna (bo jest pożyteczna), przyszłościowa i intratna. Twój blog to Twój mały wewnętrzny świat, a dzielenie się nim ze światem zewnętrznym musi nastąpić naturalnie. Lubię Cię czytać, a potem zamyślić się na chwilę i zastanowić nad pewnymi tematami. Czyż to nie piękne sprawiać, że czytający Twoje teksty potrafią oddać się chwili refleksji? W każdym zawodzie znajdzie się coś obciachowego, jeśli podchodzisz do swej pracy bez serca i zapału. Jeśli natomiast oddajesz cząstkę siebie i swoich myśli, do tego pokazujesz, że wiesz o czym mówisz, nie warto przejmować się stereotypami. One zabijają naszą kreatywność, wiarę we własne możliwości i przekonanie, że to co robimy ma sens i jest wartościowe. Jest tak wiele blogów i blogerów, a będzie ich więcej. Jeśli oddzielimy grubą kreską te, które nie są zbyt wiele warte, a przyjrzymy się (wcześniej trzeba do nich dotrzeć) tym, które mają ciekawą i mądrą treść, inspirujące pomysły i przydatne opinie czy wskazówki, to okaże się, że blogi to jest to czego czytelnik potrzebuje. Poza książkami wolę czytać blogi niż magazyny i portale naszpikowane mało rzetelnymi newsami, zmanipulowanymi informacjami, skrzywionymi opiniami, nieprawdziwymi faktami. Bloger jest realny, choć funkcjonuje w wirtualnym świecie. Poza tym blogowanie to pasja, a najlepsze jest to, że wielu udaje się na tej pasji zarabiać czyniąc z niej styl życia. I to jest piękne. Ja też mam problem z ujawnianiem się i pisaniem wprost do obcych ludzi (choć staram się to robić), bo wiem, że nie jestem na etapie, który sobie wymarzyłam. Czeka mnie jeszcze bardzo dużo pracy i nauki, ale Ty Ruby? Ty Ruby wyłaź do ludzi, wystarczy tego chowania się. W Twoim przypadku nie godzi się ;-) Ściskam.

  6. kluscka says:

    Mój Mąż uważa moje nocne czytanie blogów za osobistą porażkę, bo dlaczego wyżalam się obcym kobietom kiedy ramieniem zawsze służy mój cudowny i w całości do sklonowania Mąż? No cóż – jestem wewnętrznie strasznie samotna. Siedzę w domu z dziećmi zupełnie sama przez większość czasu. Moje potrzeby społeczne nie są zaspokajane, bo moje koleżanki i przyjaciółki także uwięzione są w “klatkach miłości”(fotka blogowa jest świetna – tak przy okazji). Po przeczytaniu tekstu “Ten człowiek sprzed kilku lat” pierwszy raz dotarło do mnie, że inne mamy też tak mają jak ja- po prostu czasem mamy wszystkiego dość i nie ma się czego wstydzić – bywają po prostu takie dni, że masz ochotę na chwilę odzyskać życie “bez dzieci”, naładować baterie. Czytam blogi i jest mi lżej, że zostawiam gdzieś moje “myśli nieposkładane” lub znajduję podobne albo wręcz identyczne. Dziele się teraz informacją o Twoim blogu z innymi z dumą, że Cię znalazłam. W zasadzie część Twoich tekstów opublikowałabym w broszurach szpitalnych przy porodzie jako lektura obowiązkowa! Gdybym prowadziła bloga nikomu bym o nim nie powiedziała, bo to okazja żeby poznać “nowych” ludzi;) Nie chciałabym się nimi z nikim dzielić:) W pewnym sensie blog to pamiętnik, a pamiętnika nie daje się do czytania każdemu. Dlatego czytając blogi czuje się jakoś wyróżniona.

    • Agata / Ruby Times says:

      “W zasadzie część Twoich tekstów opublikowałabym w broszurach szpitalnych przy porodzie jako lektura obowiązkowa!” Och i ach! przeczytać coś takiego z rana :) Bezcenne

  7. Anka says:

    TAKI blog to nie obciach. Absolutnie. Wiem, co piszę, bo przecież czytam go nałogowo :) Początkowo czytałam przede wszystkim z zaciekawienia – jak sobie radzisz z dwójką Stworów, bo do mnie za chwilę zajrzy podobna sytuacja. Potem wpadlam całkowicie, wchłonęło mnie i juz pozostałam. Lubię wszystkie teksty – te o dzieciach i te “inne”. Świetnie się czyta, jak najlepsze felietony w Zwierciadle czy Wysokich Obcasach. Pisz, pisz koniecznie dalej i ogłaszaj światu, co robisz, bo warto, żebyś trafiała tymi tekstami do większej rzeszy czytelników. Pozdrawiam.

    • Agata / Ruby Times says:

      ‘jak najlepsze felietony w Zwierciadle czy WO’ Ach i och!! Tekst do ramki nad łóżko <3 dzięki

  8. Skąd ja to znam. Zaprosiłam małą garstkę znajomych na swój fanpage, a jak ktoś zapyta co robię to chwalę się, że ‘prowadzę stronę’ bądź ‘pisze teksty’.

  9. Też mam to poczucie:) Prowadzę bloga od ponad pięciu lat i jakoś dziwnie mi jest o tym mówić;) Jest tak jak piszesz, wszystkich blogerów wrzuca się do jednego worka – może dlatego że korzenie, to właśnie mało ambitne pamiętniczki. W przypadku dziennikarstwa jest jednak odwrotnie.

    A Ty masz się czym chwalić, Agata:) Bardzo podoba mi się, jak się rozwijasz, piszesz coraz lepsze teksty, jesteś konsekwentna, cenię też Twoje podejście do macierzyństwa i życia w ogóle (może dlatego, że sama mam podobne;p), masz fajny dystans i poczucie humoru (ale nie silisz się na dowcipy). Super, ja bardzo lubię

    • Agata / Ruby Times says:

      I vice versa. Wiesz, Ciebie czytałam jeszcze zanim sama zaczęłam pisać – to też o czymś świadczy :):)

  10. kejt says:

    Spoko, spoko z czasem z pewnością zaczniesz też zarabiać, może nie tyle, co Tomczyk, ale to może i lepiej, bo coś mi mówi, że Tomczyk wiele musiał sprzedać za te złotówy. Na takie blogi jak Twój też jest miejsce i publiczność, pewnie nie taka szeroka jak dla Kasi T., ale za to pewnie jakościowo bardziej wartościowa. Najbardziej popularne blogi bazują na aspiracji, na tym, że czytelnik pragnie być taki jak bloger, piękny, bogaty, wymuskany, w pięknym otoczeniu itd. Obraz ten nie jest oczywiście prawdziwy. Niestety prawda słabo się sprzedaje :/ Twoje czytelniczki się z Tobą utożsamiają, a to jest chyba większa wartość mimo wszystko- ta wspólnota, ta dyskusja, wymiana myśli. To lepsze niż “ekstra sukienka, skąd”, nie sądzisz?
    p.s. dziennikarze regionalni piszą o kłótniach w radzie miejskiej i dziurach w drodze, a i w tym ostatnio blogerzy wyprzedzają ich, w mojej firmie kazali nam zakładać konta na fb i pisać blogi (nie dopłacali za to), więc wiesz, nie nobilitowałabym. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, a niejeden mój kolega z redakcji chciałby pracować w korpo, serio. Tam przynajmniej bywają podwyżki i można awansować.

    • Agata / Ruby Times says:

      No tak – masz rację – wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, nawet jeśli w społecznym odczuciu dziennikarz brzmi jakoś bardziej prestiżowo, to faktycznie niekoniecznie tak jest w rzeczywistości.
      A jeśli chodzi o komentarze to bardzo się cieszę, że odkąd mam wordpressa stale poprawia się ich jakość. Już nie pojawiają się teksty “fajny blogasek, zajrzyj też do mnie” i tym podobne, tylko naprawdę wartościowe myśli, które aż chce się czytać :) To cieszy, nawet jeśli społeczność powstająca wokół bloga jest nieduża to jednak nie są to ludzie przypadkowi.

  11. Ja fanką Twojego bloga jestem chyba od zawsze. Początkowo zainteresowały mnie wpisy książeczkowe, później zakochałam się w Twoich kulinariach, a na końcu, gdy zaczęłam czytać, jak to nazwałaś “śmietankę”, przepadłam na amen :-). Jesteś jedną z najnaturalniejszych, najmądrzej piszących osób w znanej mi blogosferze. Twoje wpisy czyta się lekko, widać, że lubisz i potrafisz to robić. I że się rozwijasz :-). Bardzo podoba mi się też u Ciebie to, że zza każdego rogu nie napada na mnie reklama, lokowanie produktu i inne tego typu sprawy. Coraz trudniej o takie blogi. Podoba mi się, że bez wahania przyznajesz się do błędów wychowawczych, porażek, że jesteś normalna, taka jak ja, czy moja koleżanka z pracy. Lubię Cię po prostu :-).

    • Agata / Ruby Times says:

      Serdeczne dzięki Asiu <3 A to czy jestem normalna.. to wiesz.. nie podejmuj pochopnych wniosków ;)

  12. kejt says:

    W społecznym odczuciu? Czyim? Naszych rodziców na pewno, naszym? Już mniej. Dzisiejszych dwudziestolatków? Nie sądzę. Ciekawe, jak będzie, gdy nasze dzieci zaczną czytać gazety, jeśli jeszcze w ogóle jakieś będą:)

    • Agata / Ruby Times says:

      No tak – naszych rodziców, a już dziadków to w ogóle! A czym młodziej, tym faktycznie prestiż jakby mniejszy..

  13. Ironiczny says:

    Nie jest czasem tak, że nie przyznajemy się do bycia blogerem dlatego, że w opinii społeczeństwa jest to jakaś dziwna istota, która nie bardzo wie co zrobić ze swoim życiem i opisuje swoje przeżycia w internecie? Boimy się opinii osób, które w większości nie mają pojęcia na czym to wszystko polega. Ale z drugiej strony o ile lepiej smakuje sukces, gdy osiągniemy do bez pomocy znajomych! Sami na starcie, koledzy i koleżanki nie wchodzą, nie czytają, nie udostępniają – wszystko zależy od nas. :) Ja postanowiłem, że nie powiem nigdy znajomym, że jestem blogerem. Dowiedzą się w momencie, jak zaczną o mnie pisać największe portale w Polsce i jak zaczną zapraszać mnie do telewizji. Dlatego trochę smutne, że moi znajomi nigdy się nie dowiedzą, że mam bloga :)

    Pozdrawiam,
    /Ironiczny

    • Agata / Ruby Times says:

      Interesujące podejście :)
      Ja nie mówiłam nikomu (poza mężem, siostrą, rodzicami) przez ponad 2 lata, potem odważyłam się jednak ujawnić.
      A niedawno pierwszy raz byłam w Wyborczej, więc.. kto wie, może największe portale nie są tak odległe?
      Nigdy nic nie wiadomo – być może Twoi znajomi też się wkrótce o Twym alter ego dowiedzą.

      Pozdrawiam :)

  14. tynia says:

    Poznałam Twojego bloga, bo poleciła go gdzieś kiedyś Pola z Odpoczywalni, którą wielbię :) Od dłuższego czasu wertuję Twojego bloga i co wpis to obiecuję sobie zawsze: dobra, ostatni i idę robić obiad, po czym wpada mój M. do domu i pyta dlaczego jeszcze jestem w piżamie? :D
    Pisanie jest fajne, ale chyba lepiej, żeby się “jakoś samo” rozeszło po znajomych – tak miałam, kiedy próbowałam pisać swojego bloga jako relacja z wyjazdu na kilka miesięcy na Syberię, a przestałam, bo właśnie się rozeszło. Blog był chyba za bardzo osobisty, bo zawsze taka wylewna i ufna jestem. Inaczej bym chyba pisać nie potrafiła, a kiedy po pierwszym (tak! nie wiem jak to się tak szybko rozjechało) poście napisało do mnie około 10 osób, że “super się czyta te Twoje wspomnienia”, to nie miałam już odwagi pisać dalej. Dziś żałuję, ale pisanie bardziej na świeżo miałoby sens, dzisiaj chyba już nie. Bo to pisanie to też fajne wspomnienia i dla nas są. Tak jak było z moim “pseudo” blogiem za czasów nastolatki – jak kiedyś go dorwałam to masa śmiechu była, i łez, i wstydu też… z nagłówkiem dla wszystkich mieszanych uczuć: jakie ja wtedy miałam dziwne “problemy”. :D
    Ale Ty pisz, bo Twój blog jest na podium moich ulubionych blogów. Nie dość, że z sensem to jeszcze o sprawach normalnych, a nie wydumany z dziubkami i z biało-pastelowym wnętrzem w tle.. bez kabli :) Jest super! Widoku z okna to Ci normalnie tak zazdroszczę, że aż nie wypada. I kolor ściany na tych zdjęciach jest boski – może pamiętasz jeszcze jaka to farba? :) Dobra, koniec słodzenia :D

    • Agata / Ruby Times says:

      Dziękuję po stokroć za ten miły komentarz :)
      Ja też wielbię Polę z Odpoczywalni, przeczytałam jej blog od deski do deski, i ogólnie jej wizja świata jest mi bardzo bliska.
      Co do widoku z okna, to nie ma czego zazdrościć, to na zdjęciu jest mocno wykadrowane mówiąc uczciwie. Kwiatki zasłaniają pierwszy plan z dziką posesją z badylami i chaszczami, obskurną ruderą i szpetnym domem z sajdingiem i nieestetycznymi słupami wysokiego napięcia :D
      Farba tak się składa, że pamiętam, chociaż u nas na ścianie już jej nie uświadczysz – to Moulin Rouge z Duluxa. Bardzo fajnie mi się z nią mieszkało przez kilka lat, robiła klimat w sypialni :)
      Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.