Z okazji naszej akcji pt. „Luty Miesiącem Książki” na blogu pojawiła się nowa zakładka „Czytelnia” (widoczna w górnym menu), w której możecie znaleźć recenzje wszystkich naszych dotychczasowych lektur w kolejności alfabetycznej. Zapraszam do przeglądania!
„Zima” króluje na naszej książkowej półce już od Mikołajek. Zima za oknem – jak dobrze wiecie – przyszła dużo później (i chyba już sobie poszła), może więc i dobrze, że duża część książki zamiast gór białego puchu przestawia szaro-bure oczekiwanie na śnieg? To, co widzimy na ilustracjach odzwierciedla przynajmniej rzeczywistość za oknem. Jednak przyznam szczerze, że przy pierwszym oglądaniu „Zimy na ulicy Czereśniowej” byłam trochę zawiedziona brakiem mroźno-śnieżnej aury na początkowych stronach książki. Schemat całości jest identyczny, jak we wszystkich częściach serii: na kolejnych stronach pojawiają się duży dom, warsztat, stacja kolejowa, a potem powoli nasza ulica wkracza do centrum miasteczka. Budynki i ludzie jak zwykle są kolorowi, ale krajobraz szary i bury. Dziwnie znajomy.
A potem nagle.. ni z tego, ni z owego zaczyna padać śnieg :) Czym bliżej jesteśmy centrum, tym bardziej się robi świątecznie: choinki, bożonarodzeniowe jarmarki i inne takie. Wreszcie mamy idealną zimę pełną gębą! Przydało się to wszystko w grudniu, kiedy to trzeba było Młodego przygotować na dziwaczne, nie znane mu przecież, obyczaje i pojawienie się choinki w domu. Jak we wszystkich „Ulicach Czereśniowych” pełno tu detali, które dostrzega się dopiero po wielokrotnym przejrzeniu książki.Całe historie się tu toczą, ktoś pędzi za autobusem, ktoś inny wybiera kalesony w sklepie..
.. a na końcu wszyscy spotykają się w zaśnieżonym parku. Zima jest najmniej lubianą przeze mnie porą roku i może dlatego tą część serii darzę mniejszym uczuciem niż pozostałe. A może dzieje się tak dlatego, że inne części sprawiają wrażenie bardziej pomysłowych, lepiej wykorzystują potencjał, jaki dają „ich” pory roku?
Książki z serii o ulicy Czereśniowej są do siebie bardzo podobne. Przy okazji tekstu o „Jesieni” pisałam o tym, że gdy zmienia się pora roku chowamy dotychczasową książeczkę i wyciągamy następną, tak by ilustracje odzwierciedlały status quo za oknem. Gdyby nie ten fajny patent pewnie nie inwestowalibyśmy w całą serię. A tak jest ciekawie i ekscytująco.. i Młody ma nieustanną zajawkę na te piękne książeczki.
zakochałam się…
a skoro ja to i moje dzieciaki też się zakochają gdy wreszcie zakupię…może wiosnę na przedwiośnie? ;p
pozdrawiam!!
wiosna jest świetna.. nie wiem czy nie najfajniejsza :)
Czytając tytuł posta, ze wstydem przyznam, pomyślałam o ulicy Sezamkowej, hicie absolutnym mojego własnego dzieciństwa. Teraz z książeczkami dziecięcymi jestem trochę do tyłu, ale już niedługo! Ta jest piękna i zdecydowanie wchodzi w skład mojej książeczkowo-dziecięcej łiszlisty którą zainspirowana niniejszym zakładam. Buzia!
Masz prawo (jeszcze) nie wiedzieć :) Wkrótce nadrobisz wszelkie zaległości :)))
U nas Młody każdą nową część dostawał z okazji nowej pory roku. Ale zepsuł tradycję, bo ostatnio sam wyczaił wiosnę wysoko na półce;) I teraz wiosna króluje – ale może to dobry znak…
Ulice Czereśniowe rządzą. Chociaż ja zimę lubię chyba najmniej, uwielbiam wiosnę, lato i noc.
My do tej pory chowamy poprzednie części i wyciągamy nową gdy przychodzi nowa pora roku. Jedynie „Noc” jest stale na półce. Zimę również lubię najmniej..
Ej, super! Nie widziałam tej książki nigdy z bliska, dobrze ją pokazałaś, dzięki:)
Pamiętam moją książkę z takimi detalami – godzinami ją oglądałam. Do teraz mam tamte ilustracje przed oczami:)
moja mała właśnie dostała od swojej chrzestnej „Lato na ulicy czereśniowej” :) muszę jej zebrać całą serię, bo książki są bombowe! Oczywiście trafiłam na nie dzięki Tobie :D za co dziękuję :)
bardzo się cieszę :)
tyle miejsc na wszędobylski paluch wskazujący – coś dla Zołziny :)
Mamy, czytamy, ale jakoś specjalnie mnie „Zima…” nie zachwyciła, chyba właśnie przez te szaro-bure początki :-). Chociaż inne pory roku są cudne :-)
Też wolę inne pory roku. Zresztą nie tylko jeśli chodzi o „Ulicę Czereśniową” :)
My odkrywamy teraz z córką Mysi Domek Sama i Julii, po prostu rewelacja, Mała jest zakochana w tej książeczce. Polecam Mamom i ich Dzieciom :)
Widziałam tą książeczkę na kilku blogach. Faktycznie jest wyjątkowa!