“Oto żuk, ma sześć nóg i jest czarny tak jak kruk” – tak zaczyna się ta niepozorna książeczka – harmonijka. Nabyłam ją na fali czytania bloga “O tym, że” i kupowania wszystkich kartonowych książek, jakie polecała Olga. Zamawiałam przez internet, więc “Spacer” zobaczyłam na żywo dopiero po otrzymaniu paczki. I początkowo nieco mnie rozczarował – owszem, piękne ilustracje i ciekawa forma, ale chyba nie dla tak małego dziecka – Młody miał wówczas 8 miesięcy i interesowały go wyraźne plamy barwne – uwielbiał książeczki “Jest tam kto?” i “A dlaczego?” A.C. Tidholm.
“Spacer” jest napakowany szczegółami, detalami – tu drzewko, tam piesek na smyczy, a tam zając. Czy wyglądają faktycznie jak pies, jak zając? Niekoniecznie, musimy sobie trochę wyobrazić, dopowiedzieć, bo rysunki są raczej niewyraźne, jedynie sugerują to, co przedstawiają. Kolory piękne chociaż może nie tak wyraziste (by nie rzec jaskrawe), jak w większości dziecięcej literatury. Czy mały szkrab zaakceptuje tego typu lekturę? Po zakupie miałam pewne obawy..
Zgodnie z moimi obawami Młody dość długo ignorował książeczkę, ale jakiś czas temu, już po pierwszych urodzinach zaczął patrzeć na żuki łaskawszym okiem. Czy dlatego, że rytmiczny tekst wierszyka czytanego przez mamę na okrągło bardzo przypadł mu do gustu? A może dlatego, że zna coraz więcej pojęć i na pozornie nieczytelnych dla dziecka rysunkach potrafi już wyczaić kaczkę, konia i krówkę?
A i sam spacer jest interesujący – każdy insekt wędruje własną dróżką, zaznaczoną w książce przerywaną linią, dzięki czemu możemy sobie śledzić indywidualne trasy przechadzki jak na mapie . Wysublimowana grafika nie jest jak widać przeszkodą dla małego, żądnego wiedzy i informacji człowieka. Będzie przyglądał się dziwacznym rysunkom do tej pory, aż zobaczy marchewkę w tej barwnej plamie, a autobus w tej drugiej. A może właśnie dlatego książeczka ma teraz takie wzięcie – w końcu do obejrzenia jest tyle szczegółów: pani z wózkiem, maki, kajak, namiot, a nawet ognisko i kiełbaski – na trasie spaceru żuków jest dosłownie wszystko.
Tekst to ja już znam na pamięć. Czasem, gdy Młody marudzi, płacze i ogólnie jest męczący, to zaczynam mu recytować “Spacer”. Natychmiast spogląda na mnie jak zelektryzowany – wie, co to jest za tekst i wie skąd go zna. Jeśli jesteśmy akurat w domu, to leci szybko do półki i wynajduje tą spośród stosu innych książek.
hmm no obrazki fakt dziwne malo wyraźne i inne kolory ale jak widać może przykuwac wzrok
“inne” kolory – dobrze powiedziane. Te kolory są inne niż w większości książeczek dla dzieci, ale według mnie to akurat plus – wbrew pozorom maluchy potrafią zainteresować się taką właśnie nie-jaskrawą książeczką, albo nawet lekturami czarno – białymi. To tylko nam, dorosłym wydaje się, że dla dziecka wszystko musi być pastelowe i mega kolorowe :)))
Dla dziecięcego oka pewnie są bardzo, bardzo interesujące :)
Fajne :) ważne, że dziecia interesuje ;)
Też zauważam, że furorę robią wierszowane książki – obrazki ku mojemu zdziwieniu nie są decydujące
U nas to jest hicior :D To jedna z tych książek, które mnie pozytywnie zaskoczyły.
Mnie też zaskoczyła bardzo pozytywnie. Bo wydawało mi się, że Maluch dłuuugo do niej nie dorośnie. A tu proszę :)
Może tą książką zachęcę mojego malucha do czytania.. bo narazie nie ciągnie go do książeczek, a szkoda.
Bardzo lubię takie książeczki. Dużo w nich do odkrywania:).
cieszę się, że przygoda z książką zakończyła szczęśliwie, choć – co ja mówię?! – wcale się nie zakończyła! :) ciepło pozdrawiam!
No i nabralam smaka na nową ksiązkę a że ostatnio fortunę wydaję na książeczki dla dziecka to pewnie mąż mi glowe urwie jak pokaże mu kolejne dzieło. Ehhh ale to przecież dla rozwoju naszych dzieci, to przecież samo dobro to jak nie kupować:) Dziękuję za recenzję pieknej książki i pozdrawiam jesiennie:)
No i mam kolejną książeczkę do wpisania na moją listę :-)