Żyto miało kolor starego złota, powietrze było gorące. Trzydzieści stopni w cieniu, żar z nieba, samo południe. Pola rozciągały się aż po horyzont na rozległej równinie, pozbawionej choćby niewielkiego wzniesienia. W tym monotonnym krajobrazie pojawiała się gdzieniegdzie zielona plamka samotnego drzewa. W oddali linia lasu, do którego prowadziła wąska miedza, porośnięta kępkami wysuszonej trawy, polnych kwiatków i ostów.
